W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Erazmianie

30.04.2024

Europejczycy uważają system wymiany uniwersyteckiej Erasmus za jedną z największych zdobyczy integracji.

Erazmus

JĘDRZEJ WINIECKI

 

Erasmus wziął się z gniewu. I upokorzenia, którego w dziekanacie wydziału prawa uniwersytetu La Sapienza doznała studentka piątego roku Sofia Corradi. Był 1958 r., właśnie wróciła do Rzymu z rocznego stypendium Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia. W Nowym Jorku uzyskała amerykański tytuł magistra, uczestniczyła w ceremonii rozdania dyplomów, swój odbierała w todze i kwadratowym birecie na uniwersyteckim trawniku. Było jak w filmie, przyzna po latach. Oczekiwała, że rok sfinansowany w ramach prestiżowego programu w bardzo mocnej amerykańskiej uczelni zostanie zaliczony na poczet trzech pozostałych do zdania egzaminów w uniwersytecie macierzystym. Jej wniosek uznano jednak za kaprys, pobyt w Columbii za wakacje i niewiele więcej. Urzędnicy publicznie, przy czekających w kolejce studentach, besztali Corradi, radząc, by „panienka” poszła do domu i wreszcie zabrała się do porządnej pracy.

Lubiła się uczyć, trzy brakujące egzaminy zdała bez problemów. Skończyła studia z dodatkową satysfakcją, bo kancelarie rozchwytywały ją ze względu na intrygujący punkt w życiorysie. Jednak nie zapomniała o upokorzeniu z dziekanatu. Została w akademii, by zrealizować zadaną sobie misję: zamierzała zrobić wszystko, co się da, by żaden inny student nie doświadczał despektu, który ją spotkał. Jako profesorka specjalizująca się w kształceniu ustawicznym i edukacji dorosłych od 1969 r. przez 18 lat zabiegała o uruchomienie europejskiego programu wymiany uniwersyteckiej.

Stawiała przy tym konkretne warunki. Domagała się wsparcia finansowego dla wyjeżdżających, by na zagraniczne studia stać było także osoby z mniej zamożnych środowisk. Postulowała też budowę procedur, które gwarantowałyby uznanie przedmiotów zaliczonych na innych uczelniach. Oba elementy – w postaci niewielkiej zapomogi, dziś wynoszącej małe kilkaset euro, oraz systemu punktów ECTS – są filarami programu Erasmus.

Patron nie był przypadkowy. Erazm z Rotterdamu, rzecznik wartości ważnych dla współczesnej Unii Europejskiej, choćby pacyfizmu, odcisnął na europejskiej kulturze nadal wyczuwalne piętno. Nadawał się też na wzorzec naukowego wiercipięctwa. Na przełomie XV i XVI w. zjeździł znaczną część zachodniej, renesansowej Europy. Lubił godziny w siodle, zaglądał na czołowe uczelnie od Włoch po Wyspy Brytyjskie, szukał książek, uciekał przed nudą, biedą, prześladowaniem i epidemiami. Jak współcześni naukowcy szukają grantów, tak Erazm najmował się na korepetytora i doradcę. Urzędnikom udało się także wykorzystać łacińską formę jego imienia jako skrótowca. Erasmus ma bowiem swoje angielskie rozwinięcie, oznaczające europejski (E) regionalny (R) program lub schemat (S) działań (A) na rzecz mobilności (M) uniwersyteckich (U) studentów (S) .

Inicjatywa zainspirowana staraniami Sofii Corradi ruszyła w 1987 r. Na początek wzięło udział 3244 studentów, pochodzili z 11 państw. Pomogły okoliczności zimnej wojny, mobilizujące integrującą się Europę, oraz szerokie wsparcie środowiska naukowego, potrzebne do przełamania powszechnego oporu stawianego przez „małych biurokratów”. Prof. Corradi nazywana jest Mammą Erasmus. Erazmianie nadal ślą jej listy, opisując, w jaki sposób zagraniczne semestry odmieniły ich kariery, życie prywatne i sposób patrzenia na świat. Sondaże podpowiadają, że Europejczycy uważają Erasmusa za trzeci największy sukces Unii (ważniejsze są tylko utrzymujący się od końca drugiej wojny światowej pokój oraz swoboda przemieszczania, kojarzona przede wszystkim z udogodnieniami strefy Schengen). Polscy studenci mogli korzystać z unijnych stypendiów jeszcze przed akcesją Polski, więc 1 maja 2004 r. tysiące z nich było już na zagranicznych uczelniach.

Erasmus rośnie, co roku korzysta z niego około miliona osób, w obecnej formule uczestniczą w nim także wykładowcy i pracownicy naukowi, licealiści, praktykanci, młodzi absolwenci, co do zasady nieco częściej jeżdżą kobiety. Po blisko czterech dekadach liczba uczestników sięgnęła 15 mln. W obecnej unijnej siedmiolatce budżetowej na obsługę programu przeznaczono 28 mld euro, które w latach 2021–27 pozwolą wyjechać 12 mln osób. W2014 r. Komisja Europejska ogłosiła, że program Erasmus skojarzył tak wiele par, że już wtedy doprowadził do narodzin około miliona dzieci. Mamą dwójki z nich jest Anne: – Pochodzę z północno-zachodniej Francji, z Angers. A mieszkam w Saarbrücken, gdzie studiowałam w roku akademickim 2003/04.

Niemcy do pewnego stopnia były Anne pisane, choć nie spodziewała się, że zwiąże się z nimi na stałe. Wcześniej była tam na trzech wymianach licealnych, znała język, wybór kraju był więc naturalny. Studiowała prawo międzynarodowe i podatkowe na uniwersytecie w Nantes. U sąsiadów jej wydział oferował pobyt albo w Saarbrücken, albo we Frankfurcie nad Odrą, ostatecznie wybór padł na miasto nad Saarą. Jej niemieccy współlokatorzy mieli przyjaciela, też Niemca, który pojawił się na jednej z imprez – zostanie później mężem Anne. Jej sytuację upraszczało to, że inni studenci z uczelni nie palili się do wyjazdu, jeśli już, to najchętniej wybraliby się do Wielkiej Brytanii. – Nastawili się na dokończenie studiów bez zbędnych przerw, by jak najwcześniej ruszyć z pracą zawodową.

Po studiach para miała epizod paryski, Anne studiowała na uniwersytecie Paris II – Assas, później poszukiwała zajęcia w Saarbrücken, co się jednak nie udało. Wartością – spory w tym udział Erasmusa – okazała się za to równoczesna znajomość francuskiego, niemieckiego i angielskiego, dzięki nim znalazła pracę w doradztwie podatkowym w Luksemburgu. Leżącym na tyle blisko, że mogła przez osiem lat codziennie do niego dojeżdżać.

Anne pracuje dziś w niemieckim ministerstwie gospodarki, mąż (nie był studentem Erasmusa) jest sekretarzem stanu w jednym z ministerstw landowego rządu Kraju Saary. – Saarbrücken leży na granicy i blisko Luksemburga, stąd jego bardzo międzynarodowy charakter. Cała nasza rodzina ma podwójne obywatelstwo. W mieście działa też francusko-niemiecka szkoła, dzieci są w pełni dwujęzyczne, choć pewnie z racji miejsca zamieszkania niemieckość nieco w nich przeważa. Czy może to wpłynąć na przyszłą mobilność dzieci? – Nie mają sprecyzowanych oczekiwań co do miejsca, w którym zamierzają żyć. Jeśli będą chciały coś zmienić, to mają do dyspozycji choćby Francję, bo świetnie ją znają. Podobnie często bywają u mojego brata w Cambridge, więc w grę wchodzi także Wielka Brytania. Trzynastoletnia córka Anne już korzysta z uczniowskiej mobilności, ma za sobą pierwszą wymianę, pojechała do Francji. W kwietniu przyjmowała rewizytę francuskiej koleżanki. – Bez wątpienia należę do pokolenia Erasmusa – dodaje Anne. – Do pewnego stopnia moją historię opowiada francuska komedia „L’Auberge espagnole”, która weszła do kin w czasie naszych studiów. W filmie, w Polsce znanym jako „Smak życia”, widzowie śledzą perypetie Francuza Ricarda, który w Barcelonie wpada w wir międzynarodowej grupy studentów.

Głównym kierunkiem pozostają właśnie uczelnie hiszpańskie, a także niemieckie, francuskie i włoskie. Czołowe placówki – jak uniwersytety w Grenadzie, Bolonii, Walencji, Lizbonie oraz walencka politechnika – przyjmują w każdym roku akademickim sporo ponad 2 tys. erazmiańskich studentów. W roku wejścia Polski do Unii naukę w Universidade da Coruña rozpoczęła Irena, studentka politologii i socjologii z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Poznańskie studia stały na wyższym poziomie naukowym, a atmosfera galisyjskiego wydziału była do tego stopnia swobodna, że niektórzy wykładowcy palili trawkę ze swoimi studentami. Początkowym kłopotem był język, bo hiszpański wyuczony w Polsce okazał się wysoce niewystarczający, konieczne były intensywne lekcje w szkole językowej, wspierane wieczorną pracą za barem, tę wymuszało niewysokie stypenium. Język trzeba było znać, bo przedmioty należało zaliczać, pisząc prace. Niektórzy wykładowcy do zagranicznych studentów podchodzili dość liberalnie, ale byli i tacy egzaminatorzy, którzy cudzoziemców traktowali na równi z Hiszpanami.

Irena mocno związała się z Hiszpanią, po Erasmusie i obronie w Polsce wróciła na studia podyplomowe z prawa europejskiego. W pierwszej pracy zajmowała się obsługą projektów unijnych, jej pierwsza pensja wynosiła 1,2 tys. euro na rękę i była wyższa od zarobków hiszpańskich koleżanek i kolegów, którzy na podobnych stanowiskach dostawali o 300–400 euro mniej. Powołaniem Ireny był jednak świat mody. Przeszła do koncernu odzieżowego Inditex, który potrzebował kogoś znającego polski i gust modowy Polek. – Erasmus dał mi język, samodzielność i gotowość na zmiany. Żyjąc w Hiszpanii, wielokrotnie się przeprowadzałam, w związku z pracą dwa lata spędziłam w Kanadzie. Największym odkryciem była pewność siebie i świadomość, że sobie poradzę, żyjąc w innym kraju. Gdybym wtedy nie wyjechała, na pewno byłoby mi trudniej. Rodzice nie daliby rady sfinansować zagranicznych studiów, więc prędzej czy później pewnie wylądowałabym w Anglii za barem lub na zmywaku, skąd trudniej byłoby trafić na stanowisko zgodne z wyuczonym zawodem.

W tym samym roku akademickim sporo dalej na północ, w bretońskim Rennes, Karolina poznała Wojtka. Oboje studiowali w Poznaniu europeistykę i ekonomię na dwóch różnych uczelniach i w budynkach oddalonych od siebie o kilkaset metrów. Znajomość zawarli jednak w Bretanii, podczas imprezy z okazji Halloween. Zacieśnieniu relacji służyło to, że Wojtek dysponował Fiatem Cinquecento, namiętnie jeździli na jednodniowe wycieczki (by oszczędzać na noclegach), raczej bocznymi drogami (by nie płacić za autostrady), mając w zasięgu m.in. Paryż.

O Erasmusa musieli się wystarać. Jak przyznają, trzeba było pokonać sporą konkurencję, bo są z rocznika wyżu. Co oznaczało, że na egzaminach wstępnych o jedno miejsce na polskiej państwowej uczelni, z nieodpłatnymi studiami, biło się po kilkanaście osób, łapali się faktycznie najlepsi, którzy później walczyli o stypendia. Jednak Polska nie miała wtedy zbyt wiele do zaoferowania. To był czas wysokiego bezrobocia i niskich pensji. – Nasz kolega, Łukasz, który zresztą też był stypendystą Erasmusa – wspomina Wojtek – wygrał miejski program stażowy, na początek dostał 250 zł. Na szczęście to rzucił, poszedł robić doktorat na uczelnię, później został jej rektorem. Karolina: – Po skończeniu polskich studiów dość szybko dostałam pracę w firmie ubezpieczeniowej w Dublinie, zrobiło się z tego prawie 10 lat. Po drodze dołączył Wojtek: – Zrezygnowałem z całkiem fajnej pierwszej pracy w Poznaniu. Zdobyłem ją pośrednio dzięki Erasmusowi i dość kuriozalnie. Podczas egzaminu poprawkowego do profesora zadzwonił znajomy, szef miejscowego oddziału brokerów. Potrzebował kogoś z francuskim, nie umiał znaleźć. Słyszałem rozmowę, siedziałem przy tym samym stole, zgłosiłem się i w następny poniedziałek już pracowałem.

Irlandia okazała się jednak kłopotliwa logistycznie. Mając dwóch erazmiańskich synów, potrzebowali większego metrażu, ten był dostępny dalej od miejsc pracy, wynikające stąd niedogodności przyspieszyły decyzję o wyprowadzce do Luksemburga, gdzie pracują w tych samych branżach (Wojtek został nawet w tej samej firmie). – Nigdy do końca nie rozważaliśmy powrotu do Polski – przyznaje Karolina. – Nasze dzieci są obywatelami Europy. Uczą się w luksemburskiej szkole, mówią w pięciu językach

Gdy Wielka Brytania opuszczała Unię, podniósł się lament tamtejszych środowisk uniwersyteckich, biorących rozbrat także z Erasmusem. Zjednoczone Królestwo jest akademicką potęgą, pozostając drugim – po Stanach Zjednoczonych – najważniejszym krajem docelowym dla zagranicznych studentów z całego świata. Nie dotyczy to jedynie Oksfordu i Cambridge, ale także dziesiątek szkół mniej znanych. Przedbrexitowy raport dla Izby Lordów czyta się jak panegiryk na cześć Erasmusa. Przypomniano w nim, że w ramach programu z ówczesnego budżetu Unii (na lata 2014–20) do Wielkiej Brytanii miał trafić miliard funtów. Kwota ta powędrowała na konta uczelni, studentów (130 tys. przyjezdnych żaków rocznie) i wykładowców.

Brytyjskie ministerstwo nauki namawiało by Erasmusa nie sprowadzić jedynie do pozycji statystyczno-księgowych. Przestrzegało, że odcięcie od kontynentu i programu, który niweluje nierówności, uderzy także w obywateli Królestwa, zwłaszcza tych ze społeczności defaworyzowanych oraz osób z niepełnosprawnościami. Erasmus był popularny wśród brytyjskich studentów, w roku akademickim 2014/15 wyjechało ich 15,6 tys. Raport przytaczał uniwersalne konkluzje badań nad uniwersytecką mobilnością. Wyjeżdżającym grozi mniejsze ryzyko bezrobocia zaraz po ukończeniu studiów. Pensje początkowe absolwentów z doświadczeniem wyjazdowym bywają z reguły wyższe i efekt ten jest wzmacniany w grupach najbardziej wrażliwych na wykluczenie społeczne.

Z drugiej strony stypendia bywają niewystarczające. Zwłaszcza w krajach najdroższych erazmianie z uboższych stron kontynentu muszą żonglować swoimi niewielkimi budżetami, poznać adresy dyskontów i tanich kantyn. Co więcej, w założeniu program ma służyć budowie europejskiej tożsamości, podnosić kompetencje językowe, uczyć samodzielności i zdolności dostrzegania różnic kulturowych. Zgodnie z zasadą, że podróże kształcą. Sceptycy dodają, że nie robią tego automatycznie, wyjazd zagraniczny niekoniecznie może posłużyć poszerzeniu horyzontów.

Popularność Erasmusa wśród studentów z Polski i reszty tzw. nowej Europy była od początku bardzo duża, brała się z ciekawości i aspiracji zawodowo-naukowych. Wejście Polski do Unii przypadło na erę tanich lotów. Na to nałożyły się jeszcze postęp technologiczny, rozwój serwisów społecznościowych i komunikatorów internetowych ułatwiających podtrzymywanie kontaktów ze znajomymi sprzed lat. Często sporadycznych, ale wystarczających do tego, by zupełnie nie utracić łączności z dawną erazmiańską paczką.

JĘDRZEJ WINIECKI

Autor był na wymianie erasmusowej na Uniwersytecie Jyväskylä w Finlandii w 2004 r.

 

Tekst pochodzi z dodatku do tygodnika POLITYKA, nr 18-19/2024 z dnia 24.04.2024r., Jędrzej Winiecki ,,POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A".

{"register":{"columns":[]}}