W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Stanisław Wiech (UJK Kielce) Udział żołnierzy polskich (poborowych z Królestwa Polskiego) w walkach o wyzwolenie Bułgarii i echa wojny rosyjsko-tureckiej 1877-1878 r. na ziemiach polskich

02.03.2021

Wojna rosyjsko-turecka wywołała w społeczeństwie polskim duże zainteresowanie. Rozbudziła nadzieje, wzmogła też oczekiwania na zmianę sytuacji społeczno-politycznej. Spowodowała spore ożywienie w życiu narodowym Polaków. Było to o tyle zrozumiałe, że konflikt rosyjsko-turecki w sposób bezpośredni dotykał zarówno spraw polskich, jak i mieszkańców Królestwa Polskiego.

Pomnik

Udział polskich żołnierzy w wojnie bałkańskiej tylko zwiększał zainteresowanie jej przebiegiem i następstwami. W związku z wojną powstawały liczne scenariusze. Najbardziej popularnymi były te, które oddawały oczekiwania przeważającej części aktywnych politycznie Polaków i przewidywały klęskę Rosji. W tym przypadku rodziła się szansa na wyjednanie ustępstw politycznych, umiędzynarodowienie sprawy polskiej i poprawę sytuacji Polaków pod zaborem rosyjskim.

Także zwycięstwo Rosji mogło przyczynić się do poprawy sytuacji Polaków. Takie nadzieje wyrażał przede wszystkim obóz ugody z Rosją, reprezentujący interesy bogatego ziemiaństwa, arystokracji, burżuazji i części inteligencji. Zwycięstwo Rosji mogło odciągnąć Polaków od idei walki zbrojnej z zaborcą, a za udział rekrutów z Królestwa Polskiego w wojnie rosyjsko-tureckiej oczekiwano od Rosji większych swobód narodowych. 

Wojna rosyjsko-turecka z lat 1877-1878 nie była pierwszym konfliktem zbrojnym, w którym brali udział żołnierze z Królestwa Polskiego. W latach 1831-1856 w szeregi armii rosyjskiej wcielono z Królestwa Polskiego ponad 200 000 rekrutów, którzy walczyli dla chwały rosyjskiego oręża z Kirgizami na Linii Orenburskiej, z góralami na Kaukazie, z Węgrami (jak również i Polakami) na wzgórzach Siedmiogrodu (1848-1849) oraz z Anglikami i Francuzami na polach bitew wojny krymskiej.

Problem udziału w żołnierzy-Polaków w wojnie rosyjsko-tureckiej 1877-1878 nie został do tej pory zbadany. Więcej napisano o kilkuset Polakach, głównie emigrantach, walczących po stronie tureckiej, niż o kilkudziesięciu tysiącach walczących w rosyjskich mundurach.

Największe trudności pojawiają się przy określenie dokładnej liczby polskich żołnierzy walczących w szeregach armii rosyjskiej.  Nie dysponujemy źródłami, które ilustrowałyby skład narodowościowy i wyznaniowy armii carskiej walczącej z Turkami. Wojskowa administracja nie prowadziła takich zestawień statystycznych. W tej sytuacji skazani jesteśmy na szacunki, a te są różne.

Polski pamiętnikarz i publicysta Jan Grzegorzewski twierdził na przykład, że: „prawie połowa ówczesnej armii rosyjskiej w. ks. Mikołaja [naczelnego wodza armii rosyjskiej] składała się z Polaków, tak w żołnierzach, jak w oficerach”. To oznaczałoby udział ponad 100 tysięcy. Informacja ta jest mało wiarygodna. Polscy historycy Mieczysław Tanty i Janusz Wojtasik liczbę żołnierzy-Polaków w szeregach armii rosyjskiej oceniają na około 35-50 tysięcy. Te liczby są bliższe prawdy. Autorzy nie podają jednak źródeł stanowiących podstawę tych wyliczeń.

W obliczeniach pomocną jest statystyka wyznaniowa żołnierzy oraz rejestracja miejsca urodzenia. W tych zestawieniach zaniżano jednak liczbę katolików, utożsamianych z Polakami. Takie przekłamania dotyczą polskich poborowych z terenów Litwy, Białorusi oraz Królestwa Polskiego, w którym, po zlikwidowaniu przez władze rosyjskie Kościoła greckokatolickiego (1875), wszystkich unitów (około 200 tys.) urzędowo zaliczono do prawosławnych, czyli Rosjan.

Według oficjalnych danych w 1876 roku w armii rosyjskiej służyło 64 883 żołnierzy urodzonych w Królestwie Polskim, co stanowiło 9,36% jej składu. Ponieważ żołnierzy z Królestwa Polskiego rzadko kierowano do wojsk lokalnych i fortecznych, dlatego też w jednostkach polowych odsetek ów był nieco większy i wynosił w piechocie 10,58%, a w kawalerii 12,02%. Jeżeli w działaniach wojennych wzięło udział około połowy carskiej armii, to oznacza, że w wojnie uczestniczyło około 30-35 tys. żołnierzy z Królestwa Polskiego. Obliczenia te potwierdza także statystyka wyznaniowa.

Według urzędowych zestawień, na początku 1876 roku w służbie czynnej pozostawało ponad 85 tysięcy żołnierzy wyznania rzymskokatolickiego. Zapewne w grupie tej znajdowało się kilka lub kilkanaście tysięcy żołnierzy innych narodowości (Litwinów, Białorusinów).  Zakładając, że z grupy ok. 70 tysięcy żołnierzy-Polaków (katolików) połowa wzięła czynny udział w działaniach wojennych, znów otrzymamy liczbę około 35 tysięcy.

Do tego składu 30-35 tysięcy należy dodać rezerwistów zmobilizowanych w listopadzie 1876 roku. Druga mobilizacja z kwietnia 1877 r. w znikomym stopniu dotknęła Królestwo Polskie. Po dodaniu 17 tysięcy rezerwistów z Królestwa Polskiego okazuje się, że w wojnie rosyjsko-tureckiej wzięło udział ok. 50-55 tysięcy Polaków.

Jako pierwsze zmobilizowano jednostki stacjonujące w okręgach wojskowych: Kaukaskim, Kijowskim, Odeskim i Charkowskim. W tych okręgach służbę odbywali także rekruci z południowej części Królestwa Polskiego. Najwięcej było ich w wojskach Kaukaskiego OW.  W wojskach Kijowskiego, Odeskiego i Charkowskiego OW służyli przede wszystkim mieszkańcy guberni: kieleckiej, lubelskiej, siedleckiej i warszawskiej, zaś na Zakaukaziu najwięcej było mieszkańców guberni piotrkowskiej. W drugim etapie wojny wzięli także udział rekruci odbywający służbę na miejscu, tj. w Warszawskim Okręgu Wojskowym, z którego na front wysłano 3. Dywizję Piechoty Gwardii, 2 i 3 Dywizję Grenadierów, 13. Dywizję Kawalerii.

Ponad 90% rekrutów, a potem rezerwistów, stanowili chłopi. Na wojnę wyruszali bez entuzjazmu, ale także i bez oporu. Mało prawdopodobne jest, aby polscy chłopi rozumieli potrzebę pomocy braciom-Słowianom na Bałkanach, tym bardziej, że ci ostatni byli innego wyznania. Szli walczyć z Turkami, bo tak im kazano, a służbę traktowali jako poddańczy obowiązek. Car to władza, a obowiązkiem chłopa jest słuchać władzy. Jeden z byłych żołnierzy tak tłumaczył sobie istniejący porządek: „Ruskie byli od tego żeby rządzili, a ludzie orali, siali i karmili się”. Zapewne wielu poborowych uważało, że służba wojskowa – zgodnie z upowszechnianą propagandą – jest formą spłacenia długu carowi, który obdarował ich ziemią. Potwierdzają to wyznania polskiego chłopa żołnierza, który tak pisał o swoim stosunku do cara: „My uwielbiali cara Aleksandra II-go za darowanie wolności dla włościan, jak nas uczyli w szkole. Tak rozumieli, że za to go panowie szlachta zamordowała i w moich oczach był to niejako bohater. Modliłem się do niego uważając nieomal za drugiego Chrystusa, z tą tylko różnicą, że Chrystus umarł za cały świat, a car umarł za włościan swego obszernego państwa”.

O ile samą mobilizację przyjęto z obojętnością, lub nawet ze zrozumieniem, o tyle zdecydowanie krytyczne reakcje wśród chłopów wzbudził wprowadzony w czerwcu 1877 roku przepis zrzucający na gminy ciężar ponoszenia kosztów utrzymania rodzin zmobilizowanych rezerwistów. Przepisy o zasadach opieki nad rodzinami rezerwistów przyjęto na wsi z oburzeniem. Chłopi uważali, że jeżeli wojnę prowadzi państwo, to również ono powinno troszczyć się o rodziny żołnierzy. Poza tym trudno było im zrozumieć, dlaczego koszty ponosić mają jedynie mieszkańcy powiatów, w których była mobilizacja. W efekcie tysiące rodzin przez wiele miesięcy pozostało bez środków do życia.

Uwzględniając system rozdziału polskich rekrutów do poszczególnych okręgów i oddziałów armii rosyjskiej można stwierdzić, że żołnierze z Królestwa Polskiego, poza działaniami zbrojnymi na morzu, brali udział we wszystkich ważniejszych operacjach militarnych, prowadzonych przez armię rosyjską na froncie naddunajskim i kaukaskim. Dla przykładu poborowi z guberni warszawskiej, kierowani w większości do 9. Dywizji Piechoty, brali pod dowództwem gen. Nikołaja I. Świętopełka-Mirskiego m.in. udział w zdobyciu umocnień tureckich w rejonie przełęczy Szypki oraz w oblężeniu Plewny. Poborowi z guberni kieleckiej, kierowani w większości do 31 Dywizji Piechoty uczestniczyli natomiast pod dowództwem gen. Nikołaja N. Wielijaminowa w oblężeniu Plewny – szturmując m.in. redutę turecką koło wsi Griwice, a następnie po przekazaniu tejże dywizji pod zwierzchnictwo generała Iosifa Hurki brali udział w zimowej operacji przejścia przez Bałkany i zdobycia Sofii. Podobny szlak do 31 DP przeszli rekruci z Królestwa Polskiego służący w 3. Lejb-Gwardyjskiej Dywizji Piechoty walczący pod Plewną i w pasmach górskich Bałkanów. Takich przykładów jest znacznie więcej.

Nie zachowały się przekazy ilustrujące postawę żołnierzy-Polaków na froncie. W raportach wojskowych brak jest na ten temat informacji, co wskazuje, że walczyli oni nie gorzej od innych. Najwięcej literackich, i to niechlubnych informacji posiadamy na temat Andrzeja Krukowskiego – ordynansa generała Michała Skobielewa. Krukowski zyskał opinię „kanalii”, „arcyszelmy” i „tchórza”. Tymczasem znaleźć można również opisy bohaterstwa czy poświęcenia żołnierzy-Polaków. I tak Iwan Wozowski w swojej książeczce przeznaczonej dla żołnierzy opisał bohaterstwo Stanisława Stankiewicza z 9. DP. W czasie pokoju na tle innych żołnierzy wyróżniał się on raczej negatywnie. Nikt więc nie spodziewał się, że w czasie jednej z bitew Stankiewicza będzie stać na to, aby wysunąć się samotnie przed linię wojsk rosyjskich i ostrzeliwać przeciwnika, a w przerwach koniecznych na ostygnięcie broni stać z odsłoniętą piersią i złorzeczyć Turkom. Również niechętny Polakom Nikołaj Ignatiew wspomina w jednym z listów, jak jeden z żołnierzy-Polaków postrzelił tureckiego pułkownika i chciał wziąć go do niewoli. Pułkownikiem tym okazał się być także Polak w służbie sułtańskiej, który – gdy zorientował się, że ma do czynienia z rodakiem – wyrzucał mu, że służby Moskalom i wzywał do udzielenie sobie pomocy i wspólnego przejścia na stronę turecką. Wówczas żołnierz bez litości zakłuł bagnetem tureckiego oficera, w którym widział jedynie wroga.

Mało prawdopodobne są, pojawiające się czasami w prasie, informacje o masowych dezercjach żołnierzy-Polaków. Opis jednego z takich wydarzeń zamieściła „Gazeta Toruńska”. W świetle tego przekazu jeden z dowódców dywizji miał rzucić do szarży szwadron kawalerii, każąc na zachętę grać orkiestrze „Jeszcze Polska nie zginęła”. Szwadron ten złożony z Polaków, zamiast uderzyć na wroga, przeszedł na jego stronę. Zapewne taki akt zdrady zostałby odnotowany w innych przekazach, a i sami Turcy z pewnością nie omieszkaliby się tym pochwalić. Odosobnione przypadki dezercji żołnierzy-Polaków nie miały charakteru masowego. Czego potwierdzeniem jest fakt rozwiązanie walczącego po stronie tureckiej legionu polskiego, który po doznaniu ciężkich stratach przestał praktycznie istnieć, gdyż nie znalazł źródeł uzupełnień.

Nie sposób ocenić, jak wielu Polaków oddało życie w tej wojnie. Ani w ogólnych wykazach strat, ani w tych sporządzanych przez poszczególne jednostki nie podawano narodowości ani wyznania zabitych i rannych żołnierzy. Zapewne procentowo były one podobne, jak wśród żołnierzy innych nacji, czyli ok. 15-20% żołnierzy. W wojnie bałkańskiej zabitych, zmarłych z powodu ran i chorób oraz zaginionych bez wieści było około 8-10 tysięcy Polaków. Dokładnymi danymi dysponujemy jedynie dla niewielkich obszarów. Przykładowo spośród osiemnastu żołnierzy z jednej z gmin guberni kieleckiej biorących udział w tej wojnie zginęło lub zmarło z ran pięciu (28%). Na tej podstawie nie możemy jednak opierać żadnych ogólniejszych wniosków, gdyż zabici żołnierze walczyli w szeregach 31 DP, w której straty należały do największych w całej armii rosyjskiej.

Osobnym problemem jest udział w tej wojnie oficerów-Polaków. Również w tym wypadku spotykamy się z rozmaitymi szacunkami wahającymi się od 9 do ponad 30%. Dokładne szacunki są jeszcze bardziej skomplikowane, niż w przypadku żołnierzy. Miejsce urodzenia i wyznanie niewiele mówi w przypadku deklarowanej przez oficerów przynależności narodowej.

Przykładem może być generał Dymitr Stanisławowicz Nagłowski, szefa sztabu zgrupowania generała Hurki, który jak wspominano „mimo polskiego pochodzenia daleki był od utopii i namiętności swojej nacji”. W czasie powstania styczniowego Stanisław Nagłowski należał do sztabu Nikołaja Murawiowa w Wilnie, a jego syn Dymitr, urodzony z matki Rosjanki, wziął udział w walkach przeciwko powstańcom. Podobnie było w przypadku kolejnego z bohaterów tej wojny generała Włodzimierza Dobrowolskiego, posądzanego wcześniej o sympatie dla polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, W czasie powstania styczniowego był jednym z najbardziej zaciekłych i bezwzględnych dowódców, operujących przeciwko powstańcom.

Jeśli przyjmiemy, że wszyscy, bądź prawie wszyscy oficerowie wyznania rzymskokatolickiego byli Polakami, to według danych z 1876 roku wśród 22 778 oficerów służby czynnej było 2571 katolików. Ponieważ udział w wojnie wzięło około połowy armii rosyjskiej, to możemy przyjąć, że było wśród nich grubo ponad 1000 oficerów-Polaków.

Wielu oficerów-Polaków zajmowało eksponowane funkcje dowódcze. Szefem sztabu armii Dunajskiej był gen. Artur Niepokojczycki, a w gronie generałów podejmujących najważniejsze decyzje strategiczne byli Kazimierz Lewicki, Marcin Kuszewski i Mikołaj Massalski. Nie brakowało również oficerów dowodzących wojskami w polu. I tak na przykład w jednej z najbardziej zasłużonych w tej wojnie formacji - 9. DP, jedną z brygad dowodził gen. Ignacy Borejsza, zaś dowódcami pułków byli pułkownicy Aleksander Lipiński i Edward Żyrzyński. 4. Brygadą Strzelców, która odegrała kluczową rolę w opanowaniu Szypki, dowodził pułkownik Adam Kwieciński. W opisach walk i spisach poległych oficerów nie brak polskich nazwisk. Rzadko jednak możemy spotkać się z informacją, że poległy bohater był Polakiem. Narodowość oficerów polskich eksponowano natomiast w wypadku rosyjskich niepowodzeń. O polskim pochodzeniu Niepokojczyckiego, Lewickiego i innych najchętniej przypominano sobie, gdy pojawiały się jakieś problemy. Niepowodzenia na froncie, braki w zaopatrzeniu, złą organizację transportu często tłumaczono faktem, jakoby opanowania sztabu Armii Dunajskiej przez Polaków, gdy skądinąd wiadomo, że wszyscy oni deklarowali całkowite oddanie carowi i służbie Rosji.

***

Wojna o wyzwolenie Bułgarii wywołała duże ożywienie w Królestwie Polskim. Analizując treść raportów, jakie w latach 1877-1878 sporządziła carska policja polityczna (żandarmeria), jednoznacznie stwierdzić można, że wojna bałkańska w największym stopniu przyczyniła się do zaktywizowania sił rewolucyjnych, ożywienia gasnącego po upadku powstania styczniowego ducha konspiracji i czynu zbrojnego, wywołania rozchodzącej się po kraju fali fermentu społecznego oraz rozbudzenia skrywanych od kilkunastu lat nastrojów i postaw antyrosyjskich. W świetle doniesień żandarmerii polskie oczekiwania i scenariusze przebiegu konfliktu kończyły się zazwyczaj klęską Rosji, nawet wkroczeniem wojsk tureckich do Królestwa i przekazaniem korony polskiej sułtanowi. Władze policyjne ze wszystkich rejonów Królestwa Polskiego informowały o niespotykanym do tej pory ożywieniu i fermencie społecznym, jaki pojawił się w związku z wydarzeniami na Półwyspie Bałkańskim. Według policyjnych doniesień przez cały okres wojny rosyjsko-tureckiej z ust do ust krążyły wieści o przybyciu do Warszawy osiemdziesięciotysięcznego oddziału polsko-węgierskiego na czele z dyktatorem Marianem Langiewiczem, o gromadzeniu w kościołach broni przemycanej z Francji, o planach przybycia do Warszawy sułtana tureckiego, który po przejściu na katolicyzm miał objąć koronę Polski, o prowadzonym po lasach przez polskich emisariuszy werbunku ochotników i koni, o formowanych gdzieniegdzie oddziałach partyzanckich, o objawieniu się Matki Boskiej Częstochowskiej, która ukazawszy się pastuszkom zapowiedziała podróż do Turcji, by tam wesprzeć zwycięstwo armii tureckiej, czy wreszcie o wyczekiwaniu Polaków na przybycie i objęcie korony polskiej przez króla z Rzymu (papieża).

Oto treść jednego z raportów: „Wojna rosyjsko-turecka obudziła nadzieje Polaków i klasy inteligentnej na odbudowę Polski. [...] Bezustannie powtarzano plotki, że Polska będzie wtedy wolna, kiedy Turek będzie mógł napoić swoje konie w Wiśle. [...] Wszystkie gazety zapełnione były biografiami tureckich generałów, pisano o wysokim poziomie wyszkolenia wojsk tureckich, o wojskach i dowódcach rosyjskich zupełnie milczano. [...] Dziwić się należy, dlaczego Warszawski Komitet Cenzury zamykał oczy na taką formę publikacji. [...] Ziemianie – pisano dalej – od jesieni [1877 r.] zaczęli organizować pod różnymi pretekstami zjazdy. Dopiero energiczna postawa policji oraz wszczęta przez żandarmerię ścisła kontrola ukróciły ziemiańską inicjatywę. [...] Trudno było natomiast walczyć z pojawiającymi się fantastycznymi spekulacjami na temat formowania się w Konstantynopolu polskiego legionu, czy też węgierskich przygotowaniach na wypadek wojny. [...] Wszystko to – brzmiała konkluzja – świadczy o tym, że Polacy są jeszcze bardzo przesiąknięci nienawiścią do Rosji i gotowi są wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do zrzucenia jej zależności”.

W innym raporcie dodawano: „Wywieszanych na ulicach z polecenia policji telegramów o rosyjskich zwycięstwach nikt na znak bojkotu nie czytał, a w licznych miejscowościach zrywano je i niszczono, [...] w Lublinie rozwieszono plakaty w języku rosyjskim z pogróżkami pod adresem Rosjan, [...] ludność namawiano do bojkotu służby wojskowej,[...] W Zamościu zbierano pieniądze od lekarzy na zakup za granicą broni. [...] Do wzburzania nastrojów przyczyniali się także pojawiający się w niektórych miejscowościach guberni siedleckiej i lubelskiej emisariusze, potwierdzający wieści o przygotowaniach w Galicji do powstania”

W kolejnym z raportów policyjnych dodawano: „Wszystkie klasy, zwłaszcza te wyższe, za wyjątkiem chłopów, są źle usposobione do rządu i Rosji. Wojna rosyjsko-turecka prowadzona o wyzwolenie uciskanych chrześcijan, nie wyzwoliła wśród Polaków żadnych sympatii dla Rosji, wręcz przeciwnie wzmogła wrogość. […] W Łomży zrywano przyklejane na słupach telegramy o zwycięstwach wojsk rosyjskich, […] w guberni siedleckiej ziemianin Ruszkowski, właściciel majątku Uhrusk z powiatu włodawskiego, starał się przekonać oficera żandarmerii, że Rosja prowadzi wojnę z Turcją nie w celu wyzwolenia Słowian, ale w celu opanowania cieśnin Bosfor, i że po zwycięstwie Rosji Słowianie przejdą spod okupacji tureckiej pod okupację rosyjską, […] ziemianin Kasprzycki z powiatu łęczyckiego – dodawano – uczył chłopów modlić się za zwycięstwo Turcji. […] Ziemianie na spotkaniach i zjazdach jawnie okazywali swoje sympatie po stronie Turcji, a Osmana Paszę i jego sukcesy wychwalali pod same niebiosa. [...] Kiedy rozpuszczono plotkę o wystosowanym przez Anglię wobec Rosji ultimatum, to Polacy czytających tę informację tak samo się cieszyli, jak my [Rosjanie], gdy nadeszła wieść o zdobyciu tureckiej twierdzy Kars i Plewny”.

Carska policja polityczna niezwykle poważnie traktowała narastające w Europie napięcie, zwiastujące jej zdaniem szybkie przystąpienie do wojny Austro-Wegier i rozszerzenie teatru działań militarnych na obszar Królestwa Polskiego. Naczelnik Warszawskiego Okręgu Żandarmerii gen. Piotr Orżewski w raporcie do szefa III Oddziału tak pisał: „Austria zmobilizowała wojska i przerzuciła je na granicę z Rosją. (...) Jakiegoż lepszego momentu mogą oczekiwać Polacy, żeby na koniec zrzucić nienawistne wiekowe jarzmo? W Krakowie już sformowane są „niezliczone” polskie legiony, żeby na pierwszy sygnał uderzyć na Królestwo, a tutaj [w Królestwie Polskim], … chociaż nie ma spisków i tajnych organizacji przeciw znienawidzonemu wrogowi, to jednak, jeśli tylko wybuchnie europejska wojna, nie będzie ani jednego Polaka, który by nie chwycił za broń. (...) Wojna z Austrią wydaje się być sprawą przesądzoną. [Mieszkańcy przygranicznych rejonów] w każdym włóczędze lub przemytniku przekraczającym granicę [Królestwa Polskiego] widzą zbrojnego powstańca. Przeprawiająca się przez Wisłę w powiecie stopnickim partia galicyjskich flisaków wywołała w całej okolicy taki popłoch, że na spotkanie z domniemanymi powstańcami trzeba było wysłać szwadron dragonów. (...) Od czasu ostatniego powstania [styczniowego] – dodawał – nikt tu nie pamięta takich ożywionych zebrań i zjazdów”.

W policyjnych raportach lekceważono natomiast wychodzące ze strony bogatego ziemiaństwa i burżuazji postulaty polityczne. Jakkolwiek jeszcze w 1877 r. żandarmeria guberni kieleckiej informowała o zajętej przez niektórych przedstawicieli polskiego ziemiaństwa postawie wyczekiwania na zmiany, twierdząc, że „za udział w wojnie [rosyjsko-tureckiej] Polacy oczekują konstytucji, jako daru za przelaną krew swoich synów”, to jednak nigdy tego rodzaju postulatów nie traktowano poważnie. W tym kontekście stwierdzić można, że poprawna i zgodna z rosyjskimi oczekiwaniami postawa i sympatie polityczne polskiej arystokracji i burżuazji, okazane w czasie wojny rosyjsko-tureckiej, nie przyniosły siłom lojalistom żadnej korzyści. Cieszono się jednak, że polska „arystokracja nie uległa wpływom wrogiej agitacji, a inicjatywa składania wiernopoddańczych adresów, podjęta w czasie wojny, wypłynęła w końcu z tego środowiska”.

Zarzut obojętności i kosmopolityzmu sformułowano także pod adresem burżuazji. Choć z satysfakcją twierdzono, że w Królestwie Polskim „bankierzy, przemysłowcy i kupcy nie interesują się polityką gdyż zajęci są wyłącznie sprawami gospodarczymi”, to jednak wytykano, że daleko idący merkantylizm i gospodarczy pragmatyzm nie do końca służył interesom Rosji. W ocenie gen. Orżewskiego „polityczne nastroje bankierów i kupców głównie pochodzenia żydowskiego, [...] zależały wyłącznie od wpływu, jaki wojna wywarła na obroty finansowe i zmianę kursów wekslowych. Niektórzy – dodawał z przekąsem – wykorzystali to i zrobili wielkie fortuny”.

Po wojnie w Królestwie Polskim pozostało wiele rodzin, które straciły najbliższych, często swych jedynych żywicieli. Jeszcze więcej było żołnierzy, którym wojna odebrała zdrowie. Często ich jedynym źródłem utrzymania były skromne zasiłki w wysokości trzech rubli miesięcznie, a i tak nie wszyscy je otrzymywali. Do domu wracali też weterani, którym udało się nie tylko zachować zdrowie, ale i zasłużyć na wysokie odznaczenia. Przynosili oni ze sobą nie tylko informacje o przebiegu działań wojennych, ale również o Bałkanach i ich mieszkańcach.

Na wracających z wojny czekano z utęsknieniem. Powracających witano, gdyż nawet Rosjanie z różnych powodów byli wyczekiwani w Królestwie. Oto jak w raporcie policyjnym opisano powitanie w Warszawie wracającego z wojny Pułku Wołyńskiego. „25 sierpnia [1878] wkroczył do Warszawy pierwszy pułk wojsk wracający z wojny [tureckiej]. Przywitanie Pułku Wołyńskiego, który przez 15 lat stacjonował w Królestwie Polskim, przewyższyło wszelkie oczekiwania. Ogromny tłum cisnął się na ulicach [...] Krzykom „ura” nie było końca, [...] żołnierzy i oficerów zarzucano wiankami i kwiatami. Świadkom tych wydarzeń rzucało się jednak w oczy to, że cały ten tłum tak serdecznie witający rosyjskie pułki składał się wyłącznie z niższych warstw, rzemieślników, kupców, robotników, upatrujących w przybyciu pułków gwardyjskich materialne korzyści. Z wyższych warstw byli tylko przypadkowi gapie. [...] Z arystokracji nie było nikogo. W polskich miejscowych gazetach fakt ten zupełnie zignorowano. Zagraniczna prasa polska kwitowała uśmieszkami przywitanie wojsk rosyjskich przypominając, że jeszcze nie tak dawno te same wojska niezgorzej od Turków biły [w postaniu styczniowym] Polaków”.

 

 

{"register":{"columns":[]}}