W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.

Historia

SŁOWO WSTĘPNE

W Tarnowie, podobnie jak to miało miejsce i w innych miastach średniowiecza, istniały organizacje cechowe rzemieślników, którzy byli właścicielami i domów i warsztatów pracy i stanowili podstawowy człon wspólnoty miejskiej. Na nich też, na owych cechowych organizacjach oparta została pierwsza straż pożarna, która swój regulamin ogniowy otrzymała już 425 lat temu. Czasy nowożytne, tak smutne dla naszego narodu wobec braku niepodległego państwa, niosły nowe zagrożenia pożarowe (elektryczność, przemysł) i nowe zwiększone zadania dla tych, "co ku ogniu ratować bieżą". Spowodowało to potrzebę utworzenia zwartej i stałej instytucji składającej się z ludzi, posiadających umiejętność i sprzęt odpowiedni dla gaszenia pożarów. Tak ponad 120 lat temu doszło w Tarnowie do powstania pierwszej zawodowej straży pożarnej, która już w lata później wspomagana była i jest przez strażacką organizację ochotniczą.
Komenda Zawodowej Straży Pożarnej w Tarnowie


I. Jak to dawniej w Tarnowie walczono z "czerwonym kurem".

Tarnów od swego powstania przez dłuższy czas zabudowany był licznymi budowlami drewnianymi. Niedoskonałość w budowaniu pieców i kominów, otwarte paleniska i świecowe oświetlenia mieszkań i zabudowań gospodarczych były przyczyną licznych pożarów. Pożary te wobec zagęszczenia zabudowań, braku lepszych urządzeń przeciwpożarowych, a przede wszystkim brak większej ilości wody, trawiły znaczne połacie miasta, a nieraz i całe miasto padało pastwą płomieni. To zagrożenie pożarowe w jeszcze większym stopniu istniało w pozostałych miastach regionu tarnowskiego, gdzie nie tylko zabudowania gospodarcze, ale i budynki mieszkalne były drewniane. Wojnicz, Żabno, Dąbrowa i Ciężkowice, a wreszcie i Pilzno posiadały nie tylko drewniane zabudowania, ale przez długi czas kryte one były strzechą. Dopiero XVII wiek przynosi krycie dachów gontami drewnianymi. Miasta te podejmowały liczne zabiegi prawne i organizacyjne z jednej strony działające profilaktycznie, a z drugiej pozwalające na energiczną akcję ratunkową. W tych miastach w których organizacje cechowe były wystarczająco liczne, obrona przeciwpożarowa opierała się na nich. Cechy rzemieślnicze obowiązane były do niesienia pomocy w razie pożaru w wyznaczonych punktach miasta. Obiekty ważne dla miasta, lub grożące rozprzestrzenieniem się pożaru znajdowały się pod opieką dwóch, a nawet trzech cechów. Ponieważ akcja ratunkowa w czasie pożaru była często żywiołowa, a równocześnie w czasie panującego zamieszania korzystali różni łotrzykowie, cechy tarnowskie otrzymały od hetmana Jana Tarnowskiego specjalną instrukcję zatytułowaną: "Nauka i porządek koło gaszenia ognia". Instrukcja ta przekazana cechom tarnowskim w 1561 r. obowiązywała aż do końca XVIII w. W instrukcji tej dziedzic grożąc sankcjami za nieposłuszeństwo ustalał: "Naprzód tak we dnie jak i w nocy, a owszem więcej w nocy, gdy ludzie śpią, aby była pilna straż na ratuszu, skąd by widzieć, Boże uchowaj, gdyby ogień wyszedł, aby wnet stróż oznajmił, obwołał ogień, aby ludzie ku ogniu bieżali, a opowiedzieć i obwołać gdzieby gorzało. Każdy aby pod gardłem tak we dnie, jako i w nocy aby ku ogniu bieżali"

W dalszej części tej instrukcji właściciel miasta ustalał zarówno porządek jak i sposób akcji przeciwpożarowej. Zgodnie z powyższą instrukcją ratusz został oddany pod opiekę przeciwpożarową cechowi sukienników, szynkarzy i rzeźników, kościół cechowi kowali, Brama Pilzneńska szewców, a Krakowska krawców. Radził także hetman podzielić miasto na części, w których akcją przeciwpożarową mieli kierować tzw. kwatermistrze. Musieli oni mieć rozeznanie, jakim zespołem ludzi dysponują i w czasie akcji gaszenia ognia wyznaczyć każdemu określone miejsce. "Jedni mają bronić na domiech, drudzy im mają dodawać wody". Zwrócił także hetman uwagę na potrzebę utworzenia specjalnej straży z ludzi silnych "co to najwięcej przemogą", aby bronili wynoszonego z płonącego domu dobytku przed złodziejami.

Dalsze działania zmierzające do sprawnego zabezpieczenia miasta przed pożarami i samej akcji gaszenia ognia doprowadziły w Tarnowie w 1624 r. do uchwalenia plebiscytu odnośnie obowiązków i świadczeń mieszkańców miasta. Ustalono w tym plebiscycie przede wszystkim opłaty na utrzymanie zbiorników wody w rynku i ulicach oraz straż pilnującą dniem i nocą i ostrzegającą przed pożarem. Dozór nad utrzymywaniem w porządku i stałej gotowości sprzętu przeciwpożarowego powierzono lonarom, którzy byli zobowiązani do comiesięcznej rewizki tegoż sprzętu w każdym domu.

Stale też w Tarnowie naprawiano "wodociąg" czyli rury z bukowego drzewa doprowadzające wodę do studni i "skrzyni miejskiej". Był to rezerwuar wody na wypadek pożaru. Skrzynia ta stała koło ratusza i na zimę chroniąc wodę przed zamarznięciem obkładano ją 11 furami gnoju. Skąd pobierano wodę w Tarnowie i jaką ona miała wartość dowiadujemy się z ugody uczynionej w 1670 r. z Żydami tarnowskimi. "..., że przez szczupłość wody z krzyskiego kanału idącej wielkie miastu niebezpieczeństwo, a mieszczanom i Żydom niewygoda się dzieje, który gdy się zepsuje miasto bez wody być musi, dlatego chcąc z Żydami około tej wody uczynić postanowienie, taki się znalazł Cug drugi z rzędzińskiego kanału tak, jak przedtem bywał, do miasta prowadzić .... dwie trzecie kosztu na wywiedzenie tego cugu Żydzi dadzą, a jedną trzecią miasto, który cug gdy się wywiedzie do studni miejskiej iść powinien ... i rurmistrz obydwa cugi opatrywać powinien będzie". Do reperowania owego wodociągu tarnowskiego oraz dostarczania buków na rury obowiązani byli w ramach pańszczyzny chłopi ze wsi Pogwizdów, która była własnością miasta. Słabe było zaopatrzenie Tarnowa w wodę, gdyż wspomniane oba cugi nie starczały na spożycie mieszkańców i produkcję piekarzy i piwowarów. Obok kontroli dokonywanej przez lonarów, także pachołkowie zamkowi oraz rajcy miejscy dokonywali przeglądu zabezpieczeń przeciwpożarowych, w tym także czystości kominów. Kontrola przeprowadzona w 1767 r. wykazała między innymi: w dwunastu domach żydowskich duże zaniedbania, jak np. "U Rabina w jednym kominie z wierzchu żużle i słoma, a w drugim wiszą sadze, że ich ręką dostał". Jak więc widzimy mimo tragicznych doświadczeń, mieszkańcy Tarnowa, a zwłaszcza Żydzi lekceważyli sobie zalecenia władz i dosłownie igrali z ogniem.

Wszelkie omówione powyżej zabiegi miały na celu ochronę miasta przed pożarem i miały swoje uzasadnienie w dotychczasowym doświadczeniu. Pożary bowiem stanowiące jedno z najgroźniejszych niebezpieczeństw miast średniowiecznych, stosunkowo często pojawiały się zarówno w Tarnowie, jak i pozostałych miastach regionu. Nie znamy ani ilości pożarów jakie miały miejsce w dawnych czasach w tych miastach, ani też ich rozmiarów. Brak zwłaszcza danych odnośnie Tarnowa drewnianego, a więc do końca XV w. Z tego okresu kroniki przekazały nam jedynie dwa pożary z 1485 i 1494 r., które zniszczyły prawie całe miasto. Później natomiast akta miejskie notują pożary z XVII i XVIII w. Pożar z 1617 r. zniszczył znaczną część miasta i chór mniejszy kościoła. W tej sytuacji książę Janusz Ostrogski zwolnił mieszczan od wszelkich opłat i powinności i zezwolił na wyrąb drzewa we własnych lasach na budowę nowych domów. W 1621 r. wybuchł pożar, który zaczął się w kamienicy winiarza Vlaxa i zniszczył północną część miasta trawiąc dobytek oszacowany na około 10 tyś. złp. Kolejny pożar miał miejsce w 1632 r. ale nie był on tak groźny, jak następny w 1663 r.. ,kiedy to spłonęło całe miasto między murami, w tym w znacznym stopniu kościół z organami i amboną. Wobec tego dramatu dziedzic zmuszony był zwolnić mieszczan od wszelkich opłat na okres 4 lat. Pożar z 1702 r. znów zniszczył znaczną część miasta. W 1711 r. wybuchł kolejny groźny pożar, który zniszczył w rynku 9 kamienic, w ul. Poprzecznej 7, w ul. Pilznieńskiej 14 oraz całą ul. Żydowską liczącą 23 kamienice. W kolejnym pożarze w 1732 r. spłonęła połowa ul. Żydowskiej. Pożar ten powstał w ten sposób, że "kotlina" (palenisko na blasze) u arendarza Józefa Lewkowicza była przy drewnianej ścianie i "spodem się na drugą stronę przedarł ogień". Za brak dozoru nad ogniem Lewkowicz musiał zapłacić miastu 100 grzywien na poprawę murów. Po pożarze w 1735 r. przeprowadzona lustracja stwierdzała przy większości kamienic, jak w podanym fragmencie protokołu: ,,Na podsieniu wschodnim dom Mrozowskiego zgorzał, tylko jeden sklep został, kamienica Sakowiczowska i browar zgorzał".

Następne dwa pożary niszczące część rynku miały miejsce w lalach 1743 i 1755. Ostatni, ale najgroźniejszy pożar w XVIII w. wybuchł w 1792 r, Zniszczył on cały rynek oprócz jednej kamienicy, a trwał przy silnym wietrze zaledwie trzy godziny. Pożar ten przyniósł straty na sumę 85 tyś. florenów. Różne były przyczyny pożarów w Tarnowie. Pożar z 1621 r. spowodowany został przez furmana służącego ur Vlaxa. Wszedł on do stajni ze świecą umieszczoną w kosturze (kiju) i pozostawił ją idąc spać na wóz. W 1754 r. w domu mieszczanina Kasprzykiewicza z niedomkniętego pieca iskry wylatywały przez okno na stojący w sąsiedztwie browar. Podobna sytuacja była w 1761 r. kiedy to żona Żyda Mośka gotowała jedzenie na szabas, a komin pieca nie byt wyprowadzony ponad dach i bez kapy, co spowodowało, że dach się zaczął palić. W obu tych przypadkach pożar stłumiono w zarodku. Często przyczyną pożarów była jak się okazuje zwykła niedbałość samych mieszkańców miasta oraz wady w budowaniu kominów. Choć zdarzały się i takie tłumaczenia, jakie w przysiędze złożonej przed sądem w 1664 r. podał Mateusz Batkiewicz ,,jako żadnym sposobem i podobieństwem do tego ognia przyczyny nie dałem, ale właśnie z przypadku i dopuszczenia Bożego nieuchronnym sposobem to się stało". Były wreszcie przypadki podpalenia, jak to miało miejsce w Tarnowie w 1761 r. kiedy ktoś podłożył ogień na strychu domu Heminga, a w domostwie Mrozowskich podrzucił między trzaski tlejącą się szmatę.

Nie posiadamy pełniejszego wglądu w ówczesne akcje gaszenia pożarów. Jedynie ze skutków możemy wnioskować, że mimo instrukcji akcja ta była raczej żywiołowa. Najczęściej ludzie stawali bezsilni wobec żywiołów i ograniczali się do ratowania dobytku i zabezpieczenia sąsiednich domów przez zrywanie dachów i polewanie ich wodą. W czasie pożaru pojawiały się także problemy natury moralnej, gdy pastwą ognia padały cudze rzeczy przechowywane u pogorzelca. Problem ten najczęściej rozwiązywano w Tarnowie przez złożenie przysięgi, że rzeczy te zostały spalone, a nie zostały wyniesione z domu wcześniej.

II. W czasach zaboru austriackiego.

W 1772 r., a więc już w pierwszym rozbiorze Tarnów dostał się pod panowanie Austrii, a w 1787 został wyzwolony spod władzy dziedziców. Była to swoista ironia dziejów, kiedy wolny Tarnów znalazł się w niewolnej ojczyźnie. Przez pierwsze lata zaboru austriackiego obrona przed pożarami nadal należała do cechów rzemieślniczych i opierała się o system wprowadzony jeszcze przez hetmana Jana Tarnowskiego, o czym była mowa uprzednio. Przeglądając skład urzędników magistratu tarnowskiego z roku 1787 natrafia się nawet na oprawcę psów, natomiast brak jest urzędnika odpowiedzialnego za bezpieczeństwo przeciwpożarowe. Zmiana nastąpiła w 1796 r. kiedy to rząd austriacki patentem cesarskim z dnia 28 lipca nakazał zaprowadzenie pogotowia pożarniczego i zaopatrzenia go w odpowiedni sprzęt. Także i w tym przypadku członkami owego pogotowia byli przeważnie rzemieślnicy tarnowscy. Pogotowie pożarnicze miało być utrzymywane w oparciu o dotacje z rady miejskiej. Okazało się jednak, że rada miejska w Tarnowie skromne tylko fundusze przeznaczała na cele pogotowia, gdyż przez szereg-lat jego członkowie "nie mieli ani czem, ani w czem bronić od pożogi". Taka sytuacja trwała przez pół wieku.

W połowie XIX w. na terenie Galicji, w której przecież znajdował się Tarnów, zapoczątkowano tworzenie ochotniczych straży pożarnych, przyjmując dla tych stowarzyszeń jako patrona św. Floriana. Te ochotnicze zespoły straży pożarnej miały być utrzymywane z wolnych datków mieszkańców oraz opłat ze strony instytucji gminnych i krajowych, a zwłaszcza ubezpieczeniowych. Tarnów jako drugie z kolei miasto galicyjskie z siedzibą władz gminnych, po Opawie, przystąpiło do zorganizowania ochotniczej straży pożarnej. Radni miejscy oraz cechmistrze obchodzili domy i warsztaty zachęcając mieszkańców Tarnowa do wstępowania w szeregi ochotniczej straży pożarnej. Chętnych początkowo było jednak niewielu. Zaczęło się jak zwykle od inicjatywy mądrych i chętnych obywateli miasta w 1864 r., kiedy to "co nocy prawie ukazywała się nad miastem złowieszcza łuna". Wówczas to Franciszek Łazarski i Wawrzyniec Wiśniewski dobrowolnie na zmianę podjęli straż na wieży ratusza tarnowskiego, by alarmować ludzi o pożarze. Wkrótce też w wieży ratusza urządzono "stancyjkę" dla strażnika i zamontowano drabinkę żelazna, prowadzącą na ganek wieży. Stąd właśnie rozpościerał się widok na całe miasto. W tym też roku Magistrat przyjął sześciu robotników opłacanych z kasy miejskiej "dla gaszenia pożarów". Na czele tej grupy "strażaków" stanął urzędnik policyjny Antoni Uhma, porucznik wojsk austriackich, a uprzednio uczestnik powstania styczniowego z 1863 r. Była 1o pierwsza etatowa a więc niejako zawodowa straż pożarna w Tarnowie. Był to również pierwszy ożenek tarnowskiej straży pożarnej z policją i odtąd przez dłuższy czas zarówno organizacyjnie, jak i siedzibą byty one ze sobg połączone. Właściwa organizacja ochotniczej straży pożarnej w Tarnowie nastąpiła w dniu 5 stycznia 1865 r. Decyzja zapadła na posiedzeniu rady miejskiej w czasie dyskusji nad utworzeniem orkiestry strażackiej, związanej przecież z ochotniczym naborem, a takowej straży jeszcze nie było poza owymi sześcioma etatowymi "robotnikami - strażakami". Na czele utworzonego wówczas Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej w Tarnowie stanął dzierżawca hotelu książąt Sanguszków Karol Polityński, a pierwszym naczelnikiem został inicjator jej powstania Franciszek Łazarski. Aniela Piszowa podaje, że gdy pierwsi umundurowani strażacy wyszli na ulice Tarnowa to gonili za nimi pauprzy (dzieci) z okrzykiem "pajace" - ale przetrzymali odważnie ten wstęp do czynnych występów, które im zjednały ogólne uznanie tak dalece, że prezesurę Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej przyjął starosta tarnowski Ludwik ks. Łodzią Poniński. W tym też czasie w oparciu o wypożyczony z Opawy statut przystąpiono do opracowania takiegoż statutu dla Tarnowa. Statut ten został uchwalony przez Radę Miejską w 1866 r. W ten sposób doszło w Tarnowie do utworzenia dwóch niejako organizacji strażackich. Pierwszą była Miejska Straż Pożarna utworzona w 1864 r. składająca się początkowo z sześciu etatowych strażaków oraz druga w postaci Ochotniczej Straży Pożarnej zdecydowanie większej pod względem liczebności jej członków.

Rada Miejska zaczęła coraz bardziej dbać o rozwój straży pożarnej. W 1876 r. miasto zakupiło od Gostkowskiego realność przy ul. Krótkiej na koszary policji i straży pożarnej. W 1894 r. zakupiono kolejną realność od Salomonów przy ul. Wałowej na Zawału na pomieszczenia biur i koszar policji, biur kasy miejskiej i budownictwa miejskiego "tudzież koszar straży pożarnej i magazynu przyrządów pożarniczych". W tym też roku Rada Miejska Tarnowa wysłała dwóch delegatów do Lwowa dla powitania cesarza Franciszka Józefa l zwiedzającego krajową wystawę rolniczą. Wraz z delegatami wysłano całą tarnowską straż pożarną "dla utrzymywania porządków na ulicach miasta". 14 stycznia 1892 r. Rada Miejska w Tarnowie nawiązując do uchwalonego przed 26 laty statutu Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej oraz zarządzeń władz centralnych, a zwłaszcza Ustawy Krajowej z dnia 10 lutego 1891 r. zatwierdziła "Regulamin ogniowy dla miasta Tarnowa". Regulamin ten w rozdziale pierwszym o zapobieganiu pożarom nakazuje stałe czyszczenie kominów i rur piecyków żelaznych, czyniąc za to odpowiedzialnych kominiarzy, którzy musieli donosić do Magistratu nazwiska opornych gospodarny unikających czyszczenia kominów, za co płacili kominiarzom każdorazowo od 8 - 13 centów. Stosunkowo zostały omówione w tym regulaminie środki ostrożności i sposoby obchodzenia się z ogniem w pracach domowych i produkcyjnych. Wszelkie te zalecenia regulaminu były rok rocznie z początkiem wiosny kontrolowane przez komisję. Komisję te tworzyli: ,,assesor Magistratu, urzędnik policyjny (referat policji ogniowej mający), naczelnik straży pożarnej etatowej miejskiej, z przybraniem mistrza kominiarskiego i murarskiego". Zadania tej komisji zostały określone następująco: "Powinna wszelkie braki lub wadliwości wybuch pożaru spowodować mogące, niezwłocznie na miejscu uzupełnić lub kazać usunąć, narzędzia do gaszenia pożaru niezwłocznie w każdym domu znajdować się mające dokładnie zrewidować i z czynności tej Magistralowi sprawozdanie przedłożyć, przedstawiając zarazem winnych do ukarania". Następnie regulamin wymienia szczegółowo owe "narzędzia do gaszenia pożaru. W tym przypadku szpitale, koszary oraz właściciele domów w pobliżu fabryk w których "znajdują się większe ogniska" obowiązani byli także do posiadania ,,przynajmniej jednej dalekonośnej sikawki na kołach z odpowiednim zaprzęgiem i obsługą tudzież jeden beczkowóz napełniony wodą".

Samo miasto natomiast miało posiadać do dyspozycji strażaków następujący sprzęt pożarny:

    * Siedem sikawek, a mianowicie: cztery sikawki czterokołowe, jedna dwukołowa, jedna placówka i jedna przenośna ze wszystkimi do tychże należącymi przyborami i potrzebną ilością wężów.
    * Jeden wóz rekwizytowy na przybory ratunkowe.
    * Jedną drabinę mechaniczną czterodziałową składającą się z trzech części.
    * Czternaście beczek na wodę na czterokołowych wozach, każda o pojemności 1200 litrów.
    * Dziewiętnaście drabinek rozmaitych, z których jedna przeznaczona do wspinania się na piętra przez okna i otwory, inne dachowe zaopatrzone odpowiednim okuciem.
    * Jeden wór ratunkowy i jeden skokochron.
    * Dwadzieścia sztuk pochodni.
    * Dwanaście latarń ręcznych drutem oplecionych.
    * Cztery osęki, czternaście siekier, 250 wiaderek.
    * Trzy pary koni zaprzęgowych z kompletną uprzężą.

Przez cały okres autonomii gmina miasta Tarnowa utrzymywała zorganizowany korpus straży pożarnej składający się z naczelnika, sierżanta, nadpompierów i pompierów, umundurowanych i zaopatrzonych w pasy, toporki i linewki. Umieszczani oni byli w osobnych koszarach. W czasie pełnienia dyżurów w teatrach, cyrkach i publicznych przedstawieniach strażacy otrzymywali prawa straży publicznej. Wspomniany naczelnik Miejskiej Straży Pożarnej obowiązany był prowadzić systematyczne ćwiczenia strażaków oraz kontrolować konserwację i gotowość użycia sprzętu. Wszyscy strażacy obowiązani byli do bezwzględnego posłuszeństwa wobec swego naczelnika. Omawiany regulamin podawał także szczegółową instrukcję odnośnie postępowania w czasie gaszenia pożaru. Zaczynało się jak zwykle od spostrzeżenia pożaru. W tym celu dniem i nocą na wieży ratusza tarnowskiego czuwał strażnik, który w razie spostrzeżenia pożaru dawał znać do koszar straży pożarnej elektrycznym dzwonkiem i telefonem, a miastu, a więc i członkom ochotniczej straży pożarnej przez wywieszenie w dzień czerwonej chorągwi, a w nocy czerwonej latarni skierowanej w stronę pożaru. Ponadto alarmował mieszczan uderzeniami w dzwon zegarowy na ratuszu ilością uderzeń różną dla poszczególnych części miasta, a mianowicie:

    * 1 uderzenie dla śródmieścia,
    * 2 uderzenia dla Zawala,
    * 3 uderzenia dla Strusiny,
    * 4 uderzenia dla Grabówki,
    * 5 uderzeń dla Pogwizdowa,
    * 6 uderzeń dla Zabłocia i Terlikówki.

Sygnały te powtarzane były w pauzach co dwie minuty, do czasu, gdy strażnik był przekonany, że mieszczanie są powiadomieni. Natomiast chorągiew i latarnia zdejmowane były, gdy strażnik już nie widział ognia. Do czynnego udziału przy gaszeniu pożaru obowiązani byli: straż pożarna miejska i ochotnicza, policja miejska, lekarz miejski, budowniczy miejski i majster kominiarski z czeladzią. Policja miejska zabezpieczała porządek wokół pożaru, lekarz udzielał pomocy poszkodowanym, a budowniczy kierował zabezpieczeniem sąsiednich domów. Ponadto policja mogła wezwać do gaszenia pożaru ludzi spoza straży, a nawet zmusić ich do tego "jednak gwałtów na nikim popełniać nie wolno". Właściciele sadzawek i studzien obowiązani byli bez oporu udostępnić pobór wody, a dorożkarze koni zaprzęgowych otrzymując za to 5 zł. Wszyscy właściciele fabryk obowiązani byli z kolei do szybkiego dostarczenia beczkowozów. W razie pożaru nocnego wszyscy właściciele domów znajdujących się przy ulicach prowadzących do pożaru obowiązani byli do wywieszenia latarń ze świecą.

Akcją ratunkową przy gaszeniu pożaru kierował naczelnik straży miejskiej lub ochotniczej, którego rozkazom podlegali wszyscy biorący udział w akcji, w tym także policja. Zwykłym też trybem po ugaszeniu starano się ustalić jego przyczynę i ewentualnie ukarać winnych. Omawiany powyżej regulamin ogniowy powstał w oparciu o wspomnianą już ustawę o policji ogniowej z 10 lutego 1891 r., której par. 16 stwierdzał: "W każdym mieście lub miasteczku bez wyjątku musi być zorganizowana straż pożarna gminna. W gminach gdzie straż pożarna ochotnicza^ przyjmie na siebie obowiązki straży pożarnej gminnej odpowiednie, potrzeba organizowania osobnej straży pożarnej gminnej. W miastach atoli liczących powyżej 10.000 mieszkańców, musi być zorganizowany korpus straży pożarnej gminnej, bez względu na istnienie straży ochotniczej".

Gminna straż pożarna ustawowo zaliczana była do służby gminnej, a miejscowa rada decydowała o jej zorganizowaniu, ilości członków, umundurowaniu i wyposażeniu w sprzęt pożarniczy. Tarnów pod koniec XIX wieku był jednym z 9 miast galicyjskich w których istniały większe korpusy straży pożarnej gminnej. Było to zresztą uzasadnione rozwojem miasta, wzrostem jego zabudowań i liczby mieszkańców oraz pojawiającymi się pożarami.

Obok zabudowań koszarowych i sprzętu pożarniczego ważną rolę w pełnieniu służby było umundurowanie strażaków, które upodobniało ich w pewnym sensie do wojska i powodowało powstawanie swoistej dumy z ważnym pierwiastkiem narodowym. Mundury tarnowskich strażaków w okresie autonomii galicyjskiej do 1918 r. przedstawiały się następująco: Zgodnie z ustaleniami Rady Zawiadowczej KZ OSP umundurowanie i uzbrojenie strażaka składało się:

   1. umundurowanie: czapka, guńka czyli bluza, krawat, spodnie (szarawary), opaska służbowa, buty i płaszcz (ten ostatni nie był konieczny do pełnego umundurowania strażackiego),
   2. uzbrojenie: hełm, linka, świstawka, gurt (rodzaj pasa przystosowanego do noszenia narzędzi), zatrzaśnik, toporek i gwóźdź ratunkowy oraz trąbka dla trębacza korpusu.

Opis szczegółowy tego munduru podajemy za Józefem Szaflikiem. Czapka strażacka wykonana była z brązowego sukna, uszyta na wzór francuskiej czapki "kepi", a na jej przedzie umieszczony byt mały srebrny sokół w locie. Bluza uszyta była z grubego brązowego sukna o wyłogach wykonanych z sukna pąsowego. Bluza zapinana była na kryte guziki, kołnierz stojący z wypustką, wyłogi długie na ćwierć kołnierza z naszytym po obu stronach od tyłu wyłogów jednym guziczkiem z białego metalu. Rękawy z wypustką były odwijane. Na prawym ramieniu noszony był naramiennik wykonany z pąsowego wełnianego sznura. Na rękawach przy szwie w miejscu gdzie kończyła się zawinięta część rękawa i na wyłogach znajdowały się małe guziki półkoliste, posrebrzane, tzw. ułańskie. W tyle bluzy gdzie schodziły się szosy ze stanem i przy naramienniku, umieszczone były większe guziki ułańskie też posrebrzane. Krawaty były czarne o kroju wojskowym. Spodnie zwane szarawarami, uszyte były z ciemno-sieraczkowego sukna z wypustką czerwoną na szwie na zewnątrz. Nogawice do butów uszyte były według kroju polskiego. Buty były kroju polskiego o niskich i szerokich obcasach. Strażak w mundurze na lewym rękawie powyżej łokcia nosił opaskę służbową w kolorze biało-czerwonym. Hełm strażaka - towarzysza był czarny, skórzany, z daszkiem tylnym odpowiednio długim,, z grzebieniem kantowym, z podpinką silną i podszewką skórzaną ściąganą rzemykiem. Na przedzie hełmu umieszczony był emblemat wielkiego sokoła w locie, wykonany z białego metalu. Używane także były hełmy blaszane, malowane na czarno, ale były one mało odporne na żar ognia. Linka spleciona łańcuszkowo noszona była przez prawe ramię. Na piersi od prawego ramienia pod bluzą umieszczona była na czerwonym sznurku świstawka (gwizdek). Gurt noszono spięty w pasie na dwie sprzączki od prawego boku. Z przodu gurtu, czyli pasa, umieszczony był duży zatrzaśnik. Z lewej strony umocowany był toporek w skórzanej pochwie, a obok niego w osobnej pochwie umieszczony był gwóźdź ratunkowy. Uzupełnieniem była jeszcze Tatarka ręczna oraz pas ratunkowy zawieszony przez plecy po lewym boku. Prądownicy, czyli kierujący prądem wody mieli także w skórzanych torebkach uwieszonych u pasa gąbki i okulary przeciwdymne. Wreszcie trębacze mieli trąbki przewieszone przez lewe ramię na pąsowym sznurze z frędzlami (kutasami). Umundurowanie strażaków uzupełniały różnice w kolorze kołnierzy oraz naszywki na kołnierzu oznaczające w swoistym pojęciu szarże strażackie, gdzie komendant straży nosił cały 3 cm szeroki srebrny kołnierz na którym na końcach były umieszczone pozłacane odznaki ratunkowe tj. hełm i dwa toporki złożone na krzyż. Posiadał on też prawo do noszenia szpady na srebrnym pasku pod bluzą. To umundurowanie odgrywało niezmiernie ważną rolę. Musimy przecież pamiętać o tym, że Galicja była pod zaborem austriackim, stąd też mundur i związana z nim oraz samą służbą strażacką dyscyplina, rekompensowały w jakimś stopniu marzenia, zwłaszcza młodzieży polskiej o polskim mundurze - o polskim wojsku. Namiastkę tego stwarzały przecież polskie odznaki i polska komenda. Dlatego też mundur strażacki przyciągał zarówno młodzież, jak i starszych, popularyzował tę organizację i szerzył jej autorytet w społeczeństwie. Mundur strażacki wolno było nosić tylko w czasie zajęć lub uroczystości, a nie wolno go było używać w celach prywatnych.

Obok omówionego powyżej umundurowania osobowość strażaków kształtowały pewne nakazy służbowe oraz cechy ujęte w swoistym dekalogu strażackim. Każdy strażak obowiązany był swoją osobowością odpowiadać następującym dziesięciu przykazaniom:

   1. "Nie wyobrażaj sobie, że samo przywdzianie munduru strażackiego czyni cię strażakiem, albowiem jeśli paradujesz w mundurze, a zaniedbujesz swoje obowiązki, jesteś jak wilk w obcej skórze"
   2. . (Pozostałe dziewięć przykazań prawego strażaka podajemy w formie uogólnionej). Zachowuj zawsze trzeźwość,
   3. Zachowuj zawsze czujność i gotowość do poświęceń dla ogółu,
   4. Miej zawsze odwagę i rozwagę,
   5. Bądź zawsze posłuszny wobec przełożonych,
   6. Zachowuj zawsze porządek i dyscyplinę,
   7. Miej zawsze dumę z przynależności do organizacji,
   8. Bądź zawsze koleżeński,
   9. Miej w sobie poczucie potrzeby społecznego działania,
  10. Miej zawsze troskę o rodzinę i swoich najbliższych.

Na tle owych przykazań wyraźnie wzmożone były wymagania, co do osobowości komendanta straży pożarnej. Odnośnie tych wymagań w "Przewodniku Pożarniczym" pisano: "Powinni oni być żywym i wzorowym przykładem dla swych podkomendnych, zjednoczyć w sobie wszystkie cechy, których wymaga się od dobrego strażaka, posiadać zimną krew, siłę woli, odwagę osobistą. Komendant powinien wymagać gorliwego pełnienia obowiązków, lecz zarazem powinien dowieść, że sam je pojmuje, niech nie zapomina, że karność jest kamieniem probierczym korpusu. Powinien umieć rozbudzać poczucie honoru i osobistej godności, przez co zaoszczędzi sobie częstego wymierzania kar dyscyplinarnych. Zresztą te cechy miały dotyczyć wszystkich strażaków, gdyż regulamin służbowy podawał, iż "wszyscy strażacy obowiązani są prowadzić się przykładnie, wzorowo i zawsze być trzeźwi oraz przy każdej sposobności cenić wysoko sztandar strażacki, pod którym dla dobra społeczeństwa służą, a tym samym bronić honoru korpusu".

Dążąc do utrzymania stałej gotowości, a zarazem i sprawności działania w tarnowskiej straży pożarnej prowadzone były systematyczne zajęcia teoretyczne i ćwiczenia sprawnościowe. Zajęcia teoretyczne obejmowały wiedzę o organizacji straży pożarnej, obowiązujących ustawach, przepisach' i regulaminach, a także o przyrządach pożarniczych, uzbrojeniu strażaków i taktyce walki z ogniem. Ważnym działem w tych zajęciach teoretycznych i upraktycznionych zarazem były problemy związane z ratownictwem (sanitarno-opatrunkowe) opierane o podręcznik dr Karola Kowalskiego "Podręcznik dla oddziałów sanitarnych ochotniczych straży pożarnych". Szkolenia te miały także poszerzony zakres odnośnie służby ratunkowej podczas powodzi oraz innych klęsk żywiołowych". Natomiast ćwiczenia praktyczne były wzorowane na programie kursów dla młodych strażaków i obejmowały:

   1. ćwiczenia z drabinkami, mostem gzymsowym, worem ratunkowym, kocem i linką ratunkową,
   2. ćwiczenia z sikawkami,
   3. musztrę odpowiednio do komend w czasie akcji i parady,
   4. gaszenie pożaru przez mały oddział strażacki, przy pomocy mieszkańców danej miejscowości,
   5. gaszenie pożaru przez cały oddział straży wyposażony w wystarczający tabor i sprzęt.

Tarnowska straż pożarna działała w mieście należącym do Galicji i była jedną z wielu na tej ziemi polskiej. Stąd też pojawiła się potrzeba skonsolidowania wysiłków i zjednoczenia ruchu strażackiego na terenie całej Galicji. 31 października i 1 listopada 1888 r. odbył się we Lwowie l Krajowy Zjazd Straży połączony z wystawą sikawek. Wśród przedstawicieli 57 ochotniczych straży pożarnych tarnowską straż reprezentował jej współtwórca Franciszek Łazarski. Utworzony Krajowy Związek Ochotniczych Straży Pożarnych w Królestwie Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim odbywał często swoje walne zjazdy (co dwa lata). IV Zjazd w dniach 29 - 30 czerwca 1889 r. odbył się w Tarnowie, co znaczyło o docenianiu roli tarnowskiej organizacji strażackiej. Zgodnie ze statutem Krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych w 1888 r. zaczęto tworzyć Okręgowe Związki, których celem było przede wszystkim organizowanie ochotniczych straży pożarnych na terenie własnego okręgu, koordynowanie ich pracy i utrzymywanie ścisłych kontaktów (w tym także przekazywanie sprawozdań) z Krajowym Związkiem. W 1890 r. Związek Okręgowy z siedzibą w Tarnowie obejmował: miasto Tarnów, Wojnicz, Zakliczyn, Ciężkowice, Pilzno, Tuchów, Dębicę i Szczucin. Delegatem na Zjazdy Krajowe był Franciszek Ważeński. Skład osobowy władz Związku Okręgowego w Tarnowie był następujący: S. Stojałowski - naczelnik, M. Jamrowicz - zastępca naczelnika, F. Gadowski - sekretarz oraz J. Smoroński i S. Stanuła - członkowie.

W tym okresie tarnowscy strażacy w uznaniu zasług jakie położył Henryk Rewakowicz, postępowy działacz i polityk galicyjski, w rozwoju ruchu strażackiego nadali mu godność członka honorowego straży pożarnej w Tarnowie. Tarnowscy strażacy przez dłuższy czas mieli wiele trudności w wykonywaniu swoich obowiązków służbowych, a zwłaszcza w uświadamiającej akcji profilaktycznej, co wiązało się z ówczesną świadomością społeczną mieszkańców miasteczek, a zwłaszcza wiosek. Ci rycerze św. Floriana - (w Galicji, podobnie jak w całej Polsce św. Florian obok św. Agaty, która jednak cieszyła się mniejszym powodzeniem, był patronem strażaków. Pochodziło to stąd, że kiedy w 1528 r. w czasie dużego pożaru w Krakowie ocalał kościół na Kleparzu w którym znajdowały się relikwie tego świętego, mieszkańcy miasta mniemali, że stało się to z przyczyny opieki św. Floriana, który zapobiegł spaleniu się kościoła) - musieli zwalczać zakorzenione przesądy funkcjonujące w świadomości ludzi. Wielu bowiem ludzi pożar uznawało za karę boską i zamiast podjąć walkę z ogniem uciekało od miejsca pożaru. Bywało i tak, że ludność zwłaszcza wiejska zamiast pomagać strażakom przy gaszeniu pożaru jeszcze im przeszkadzała odprawiając zabobonne misteria ze świecami i obrazami świętymi.

Porzeba istnienia i skuteczność działania tarnowskiej straży pożarnej spowodowała petycję wniesioną do Sejmu w sprawie obłożenia towarzystw ubezpieczeniowych 2% podatkiem na rzecz Ochotniczej Straży Pożarnej. Prawdopodobnie petycja ta została rozpatrzona pozytywnie, gdyż tarnowska straż otrzymywała z tych towarzystw pewne dotacje, które wpływały także jeszcze w okresie międzywojennym i jak twierdzi A. Piszowa w 1928 r. wyniosła ona 1000 zł. Jednak od końca XIX w. tarnowska straż pożarna w grupie ochotniczej zaczęta podupadać. Świadczy o tym następująca wypowiedź stałej mieszkanki i w pewnym stopniu kronikarki miasta Tarnowa Anieli Piszowej. Pisze ona z końcem lat trzydziestych: "Ochotnicza Straż Pożarna w Tarnowie, to niewiasta 64-letnia, wytrwałością w pracy doświadczona, o głęboko pojętym poczuciu obowiązku i jako taka na rzetelne zasługuje poparcie, ale niestety ... ogarnął ją już uwiąd starczy". Autorka zwraca także uwagę na pewien ewenement i to nie tylko na skalę Galicji, jeżeli chodzi o ciągłość pracy strażaka w szeregach ochotniczej straży pożarnej w Tarnowie. Pisze ona w tym względzie. "Mikołaj Jamrowicz - kominiarz z zawodu - był przeszło 40 lat naczelnikiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Tarnowie, a jak całą, duszq oddany był tej instytucji, świadczy fakt, że znaczną część własnego mienia na jej uposażenie poświęcił. Że po bratersku żył ze swą armią ochotniczą, wszyscy go lubili i szanowali. Nie prezes każdoczesny, jeno on był panem sytuacji". Zasługą Jamrowicza było także stworzenie orkiestry strażackiej, która jeszcze w okresie II Rzeczypospolitej brała udział w licznych uroczystościach na terenie miasta. On też doprowadził do wygrywania z wieży ratuszowej codziennie w maju hejnałów, za co strażak - trębacz otrzymywał osobne wynagrodzenie ze składek publicznych.

Ochotnicza straż pożarna w Tarnowie, zresztą przy ścisłym współdziałaniu ze strażą zawodową odgrywali w środowisku miejskim a nawet poza nim także rolę społeczno-kulturalną. Przodowała w tym przede wszystkim orkiestra strażacka. Strażacy tarnowscy w pełnym umundurowaniu brali udział prawie we wszystkich uroczystościach o charakterze narodowym, jakie nasilały się zwłaszcza od końca XIX w. Zaznaczali oni swój udział w takich uroczystościach jak: rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja, rocznica bitwy pod Racławicami, rocznicy odsieczy wiedeńskiej, czy w obchodach grunwaldzkich w 1910 r. oraz w obchodach 50 rocznicy powstania styczniowego w 1913 r. Wszystkie te uroczystości przy barwnych mundurach strażackich stwarzały nastrój patriotyczny i sprzyjały kształtowaniu patriotyzmu u młodych mieszkańców miasta.
Z DZIEJÓW TARNOWSKIEJ STRAŻY POŻARNEJ
(W 425-lecie pierwszego regulaminu gaszenia pożarów i w 120-lecia Ochotniczej Straży Pożarnej)


III. Tarnowska straż pożarna po roku 1918.
Omówione w poprzednim rozdziale przepisy dotyczące zabiegów profilaktycznych i akcji gaszenia pożarów z niewielkimi zmianami obowiązywały także przez dłuższy czas w okresie II Rzeczypospolitej. Zmiany zachodziły tu przede wszystkim w rozwoju techniki alarmowania o pożarze oraz techniki transportu, gdzie konne furmanki już z początkiem lat dwudziestych zostały zastąpione przez samochody. Także ręczne pompy były zastępowane elektrycznymi, a składane drabiny, mechanicznie wznoszącymi się. Zmianie uległo także umundurowanie, które miało kolor granatowy z czerwonymi wypustkami i czapki o polskim kroju rogatywek. Zanim jednak tarnowska straż pożarna rozpoczęła swojq tak ważną działalność w odrodzonej Polsce miała wiele pracy w okresie pierwszej wojny światowej, a zwłaszcza w półroczu na przełomie 1914 i 1915 r., kiedy to Tarnów znalazł się na linii frontu i przez sześć miesięcy będąc pod okupacją wojsk rosyjskich, był równocześnie ostrzeliwany przez artylerię austriacką i niemiecką. Pociski padające na miasto, zwłaszcza z działa zwanego "Grubą Bertą" powodowały zniszczenia i pożary. Także wojska rosyjskie wycofujące się na wschód paliły magazyny. Zmuszało to tarnowskich strażaków do stałej czujności i działania, by ratować dla miasta, to co niszczyły działania wojenne. W okresie II Rzeczypospolitej w Tarnowie działały nadal dwie, zresztą sprzężone ze sobą i potrzebą i działalnością straże pożarne. Pierwszą stanowiła Miejska Zawodowa Straż Pożarna, a drugą Ochotnicza. Wzrastała jednak wyraźnie rola i znaczenie straży zawodowej, która zwłaszcza za naczelnikostwa Józefa Gargasia (pełnił tę funkcję do końca drugiej wojny światowej) rozwijała się zarówno liczebnie, jak i pod względem swego wyposażenia. Natomiast Ochotnicza Straż Pożarna miasta Tarnowa, posiadająca w tym czasie swoje oddziały na terenie Swierczkowa, Rzędzina i Krzyża w samym mieście wyraźnie podupadało. Zmniejszała się przede wszystkim liczba strażaków ochotników i to w takim stopniu, że kiedy Mikołaj Jamrowicz jeszcze z początkiem Polski niepodległej dysponował 120 strażakami, to pod koniec lat dwudziestych pozostało ich już tylko 20 w mieście Tarnowie. Straż ta nadal funkcjonowała na zasadzie towarzystwa, której prezesem w 1929 r. był prof. Dziama, przewodniczącym Wydziału Rajmund Kaempf, naczelnikiem straży Józef Skowron, a instruktorem powiatowym Antoni Mikuła. Zawodowa Straż Pożarna Miasta Tarnowa po 1918 r. systematycznie wzbogacała swój sprzęt pożarniczy, tym bardziej, że już z początkiem XX w. na terenie Tarnowa istniała fabryka Chylewskiego produkująca taki sprzęt. Przez pierwsze dziesięciolecie II Rzeczypospolitej tarnowscy strażacy udawali się do pożaru zaprzęgami konnymi, gdyż dopiero w 1928 r. miasto dla potrzeb straży zakupiło dwa samochody marki Mercedes, co pozwoliło na likwidację zaprzęgów konnych, a także szybsze dotarcie do pożaru. W latach trzydziestych tarnowska straż pożarna dysponowała już trzema samochodami marki Mercedes, a mianowicie: samochodem wężowym, samochodem rekwizytowym i samochodem beczkowozem. W tym czasie przy straży pożarnej zostało uruchomione pogotowie ratunkowe i do jego dyspozycji oddano kolejny samochód marki Mercedes przystosowany do przewozu chorych. Miejska Straż Pożarna w Tarnowie pełniąc służbę w rozwijającym się mieście, które pod koniec lat trzydziestych dochodziło 60 tyś. mieszkańców od nocy 28/29 sierpnia 1939 r. (wybuch bomby zegarowej na dworcu PKP w Tarnowie) zaczęła nowe trudne życie w warunkach wojny i okupacji hitlerowskiej. W okresie wojny i okupacji tarnowscy strażacy i działające przy nich pogotowie ratunkowe, przy dodatkowym i jakże poważnym zagrożeniu jakie niosła za sobą polityka eksterminacyjna okupanta, pełnili swoją odpowiedzialną służbę starając się nawet wbrew okupantowi ratować substancję swojego miasta. Bezsilni jednak byli wobec zakazu władz okupacyjnych, przy ginącej w płomieniach pięknej renesansowej bóżnicy żydowskiej, czy też specjalnie niszczonych budynkach żydowskiego getta. Nie mogąc ze względu na pełnioną pod stałą kontrolą służbę, brać czynniejszego udziału w ruchu oporu, starali się przynajmniej pcmagać ukrywającym się Polakom, a niektórych zatrudniać u siebie, co dawało im pewną swobodę poruszania się. W tajemnicy przed władzami okupacyjnymi tarnowscy strażacy byli gotowi jako zwarty pluton wziąć udział w działalności tarnowskiego ruchu oporu i istnieją ślady takiego ujmowania ich w dowództwie konspiracji. W dniu 16 i 17 stycznia 1945 r. cofający się z rejonu Tarnowa Niemcy wraz z wieloma innymi urządzeniami zabrali ze straży wszystkie samochody. Po zakończeniu działań wojennych udało się odzyskać dwa samochody tj. samochód beczkowóz i samochód rekwizytowy. Samochód wężowy natomiast w drodze powrotnej został przejęty przez inną straż pożarną (prawdopodobnie krakowską) tak, że nie dotarł już do Tarnowa. W nowym układzie miasta, które szybko się rozbudowywało zanikła Ochotnicza Straż Pożarna miasta Tarnowa, a rozwinęły się i przejęły tę funkcję ochotnicze straże wiejskie na obrzeżu Tarnowa, stając się, po włączeniu tych wsi do Tarnowa ochotniczymi strażami pożarowymi dla przedmieść: Świerczków, Rzędzin i Krzyż. W okresie Polski Ludowej następowały dość częste zresztą zmiany organizacyjno-strukturalne tarnowskiej straży pożarnej, zmiany personalne w naczelnictwie, zmiany ilościowe oraz zmiany w wyposażeniu. Zmiany struktury straży przebiegały następująco: w 1968 r. Zawodowa Straż Pożarna w Tarnowie została podporządkowana Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i utworzona została jedna Komenda dla powiatu i miasta Tarnowa. Po czterech latach, a więc w 1972 r. dokonano ponownego rozłączenia ogólnej Komendy dla powiatu i miasta, tworząc ponownie dwie jednostki organizacyjne, a mianowicie Miejską Komendę Straży Pożarnych, której została podporządkowana Zawodowa Straż Pożarna Miasta Tarnowa oraz Powiatową Komendę Straży Pożarnych, której z kolei zostały podporządkowane wszystkie zawodowe i ochotnicze straże pożarne spoza miasta Tarnowa. Już w trzy lata później w związku z nowym podziałem administracyjnym kraju, kiedy to powstało województwo tarnowskie, w dniu 1 czerwca 1975 r. utworzona została Komenda Wojewódzka Straży Pożarnych. Tej Komendzie zostały podporządkowane wszystkie jednostki strażackie na terenie województwa tarnowskiego. Natomiast w miejsce Miejskiej Komendy Straży Pożarnych została utworzona Komenda Rejonowa Straży Pożarnych w Tarnowie kierująca działalnością Zawodowej Straży Pożarnej w Tarnowie kierująca działalnością Zawodowej Straży Pożarnej w Tarnowie oraz pozostałymi jednostkami straży w obrębie miasta Tarnowa. W nazewnictwie władz tarnowskiej straży pożarnej początkowo używano tradycyjnego określenia - naczelnik. Funkcję tę dla Zawodowej Straży Pożarnej w Tarnowie w latach 1945-1947 pełnił kpt. poż. Stanisław Mikuła. W 1947 r. na kolejne dwa lata naczelnikiem ZSP w Tarnowie został kpt. poż. Józef Gawełczyk, a po nim także na okres dwóch lat funkcję tę pełnił st. ogn. poż". Józef Warzecha. Od 1951 r. przyjęto dla naczelnika ZSP nazwę komendant i pierwszym Komendantem ZSP w Tarnowie w tymże roku został kpt. poż. Antoni Mamon. Kolejna zmiana na stanowisku Komendanta dokonana została w 1954 r. kiedy stanowisko to objął kpt. poż. Marian Pazdry. Przez dwa lata (1961-1962) Komendantem ZSP w Tarnowie był kpt. poż. Maksymilian Migdał, po którym przejął Komendanturę kpt. poż. Aleksander Mamak. On też w 1968 r. został Komendantem nowoutworzonej Komendy dla powiatu i miasta Tarnowa. Także po nowej zmianie organizacyjnej w 1972 r. mjr poż. Aleksander Mamak pozostał na stanowisku Komendanta Miejskiej Komendy Straży Pożarnej w Tarnowie. W 1975 r. gdy powstała Komenda Wojewódzka Straży Pożarnych, jej Komendantem został awansowany do stopnia ppłk. poż. Aleksander Mamak. Natomiast Komendantem Komendy Rejonowej Straży Pożarnych w Tarnowie został kpt. poż. Adam Szura, pełniqc równocześnie funkcję Komendanta Zawodowej Straży Pożarnej w Tarnowie. Zawodowa Straż Pożarna w Tarnowie zgodnie z potrzebami rozwijającego się miasta zwiększyła wyraźnie swój skład osobowy, który aktualnie wraz z Komendą liczy-120 osób, co w porównaniu do sześciu strażaków z 1864 r. ma swoją wymowę. Zawodowa Straż Pożarna w Tarnowie poza zadaniami związanymi z działalnością operacyjno--techniczną tj. udziałem w akcjach gaśniczo-ratowniczych, powodziach i innych klęskach żywiołowych w zakresie działalności Komendy pełni jeszcze inne funkcje. Komenda ZSP w Tarnowie jest bowiem równoznaczna z Komendą Rejonową Straży Pożarnych obejmując swoją inicjatywną działalnością i dozorem jednostki straży pożarnej z rozległego rejonu. Rejon ten bowiem obejmuje miasto Tarnów, miasto i gminę Tuchów oraz 12 gmin, a to: Lisia Góra, Wojnicz, Radłów, Wierzchosławice, Olesna, gmina Tarnów, Ryglice, Skrzyszów, Gromnik, Ciężkowice, Szerzyny, Rzepiennik Strzyżewski. Ponadto ZSP w Tarnowie sprawuje opiekę i nadzór nad następującymi jednostkami straży pożarnych: - Zakładowymi Strażami Pożarnymi w Zakładach Azotowych im. F. Dzierżyńskiego i w Zakładach Mechanicznych, - 14 Obowiązkowymi Strażami Pożarnymi powołanymi w większych zakładach pracy na terenie Tarnowa, - 102 jednostkami Ochotniczych Straży Pożarnych działających na terenach wiejskich, a wśród nich chlubiącymi się także ponad stuletnią tradycją, jak np. Ochotnicza Straż Pożarna w Lisiej Górze powstała już w 1865 r. Powracając do problemu wyposażenia ZSP w Tarnowie w niezbędny sprzęt pozwalający na skuteczne podjęcie akcji przeciwpożarowej to, jak już zaznaczono uprzednio jest on systematycznie wzbogacany i to w niezbędne nowości techniczne. Zmiany na lepsze zachodziły zwłaszcza od drugiego dziesięciolecia Polski Ludowej. W 1954 r. ZSP w Tarnowie uzupełniła swój stary "mercedesowski" tabor nowym samochodem polskiej produkcji "Star 21". W dwa lata później otrzymała samochód produkcji niemieckiej marki "Greinstift", który zresztą już w 1958 r. został przekazany do OSP w Dąbrowie Tarnowskiej. Podobnie i wysłużonego Mercedesa (rekwizytowy) przekazano dla potrzeb OSP w Rzędzinie, w wreszcie tego "dziadka" w 1971 r. przekazać jako eksponat dla Muzeum Pożarniczego w Alwernii. Należy tu nadmienić, że ów tarnowski Mercedes "dziadek" jest jeszcze sprawny i "występował" w filmie kręconym w Krakowie, w sfingowanym pożarze.

{"register":{"columns":[]}}