W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.

Historia szkoły

Rysunek czarno biały, po lewej zabudowa kamienic, po prawej widoczny budynek klasztorny, pomiędzy nimi ulica na której widać mieszkańców, w głębi wieża kościelna.

Budynek Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu powszechnie uważany jest za jeden z najpiękniejszych budynków szkolnych w kraju. Miejsce magiczne, cel spacerów, artystyczna inspiracja. Jak to zwykle w takich miejscach bywa, sfera mitu miesza się tu z rzeczywistością, fakty z wyobrażeniami, historię trudno oddzielić od zabarwionych sentymentem wspomnień. Wiele jest
„chyba...”, jeszcze więcej „gdyby...”, bardzo dużo opowieści, których prawdopodobnie już nigdy nie uda się zweryfikować... To jest takie miejsce, które zafascynuje zarówno historyka architektury, jak i dziecko pragnące opowieści o duchach. Miasto przechodziło z rąk do rąk, budynek zmieniał gospodarzy, był rozbudowywany, właściciele wyjeżdżali, ginęli, dokumenty płonęły, niekiedy cudownie się pojawiały, niektóre wątpliwości towarzyszą nam do dziś...

Już początki tego niezwykłego miejsca owiane są pewną tajemnicą, zwłaszcza że w budynku szkoły spotykają się przynajmniej dwie tradycje — tradycja artystyczna i tradycja szkolnictwa jezuickiego. Ta druga związana jest z istniejącym do dziś w Poznaniu Liceum Ogólnokształcącym św. Marii Magdaleny, powszechnie w Poznaniu zwanym Marynką lub po prostu Marią Magdaleną. Historyk Wielkopolski, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza Zygmunt Boras uważał je za najstarszą polską, istniejącą do dziś, szkołę świecką. Sama data powstania szkoły jest sporna, przyjmijmy za jej dyrekcją, że był to rok 1303. Placówka założona została przy ówczesnej poznańskiej farze — kolegiacie św. Marii Magdaleny (stąd nazwa) — za pozwoleniem biskupa Andrzeja Zaremby z 1302 roku. Ówczesnej fary nie należy mylić z pięknym barokowym budynkiem, który dziś pełni jej funkcję. Ten historyczny budynek już nie istnieje, a w jego miejscu znajduje się dziś plac Kolegiacki, niedawno wyremontowany po gruntownym przebadaniu przez archeologów. Nie podejmujemy się oceny finalnego rezultatu, budzi on sporo kontrowersji, ale tak czy owak można na nim zobaczyć na własne oczy fragmenty dawnych konstrukcji. Z drugiej strony historyczna Fara położona była bardzo blisko tej współczesnej, a i jej związek z budynkiem szkoły baletowej nie przypadkiem został zachowany. Historia placówki istniejącej przy kolegiacie jest mało znana, wiele jest na przykład legend o intelektualnej otwartości jej władz, co skutkowało chociażby zapraszaniem na wykłady protestantów. Jest w tym chyba ziarno prawdy, ponieważ ówczesne władze kościelne najwyraźniej postanowiły na tę otwartość zareagować. W 1571 roku biskup Adam Konarski sprowadził do Poznania jezuitów. Celem sprowadzenia zakonników Towarzystwa Jezuickiego była właśnie walka z rosnącymi wpływami reformacji, a przy okazji założenie nowoczesnej szkoły, która odciągałaby młodzież od studiów na zagranicznych uczelniach, przesiąkniętych duchem Lutra i Kalwina. Wśród pierwszych poznańskich zakonników był znany kaznodzieja, teolog i tłumacz Biblii na język polski — Jakub Wujek. Budynek kolegium zaczęto wznosić w 1572 roku według planów twórcy poznańskiego ratusza — Jana Baptysty Quadro. Kompleks szkolny był gotowy już rok później i już wtedy na jego piętrze mieściła się sala teatralna. Uroczysta inauguracja szkoły odbyła się 25 czerwca 1573 roku. Pierwszym rektorem szkoły został sam Jakub Wujek (1541–1597), który stworzył także jej pierwszy program wychowawczy. Program na tamte czasy nowoczesny, wykorzystujący zarówno humanistyczne ideały epoki, jak i zdobycze nauk przyrodniczych, służący jednak interesom Kościoła i w gruncie rzeczy wychowujący młodzież w duchu kontrreformacji.

Od samego początku istnienia Kolegium działał w nim popularny i — według przekazów — jeden z najlepszych w Polsce teatrów. Uczniowie sami wystawiali sztuki i sami w nich grywali. Oczywiście wszystkie wystawiane sztuki miały charakter religijny. Uczniom wpajano, między innymi za pomocą kar cielesnych, zasady dobrego wychowania, uczono ich bezwzględnego posłuszeństwa wobec nauczycieli, przełożonych i Kościoła. Niestety uczono także nietolerancji religijnej. Właściwie zezwalano na bójki uczniów z innowiercami i Żydami, widząc w tym wyraz ich przywiązania do Kościoła. Wychowankowie Kolegium brali udział w spaleniu zboru braci czeskich i luteran. Sprawcy tych wybryków pozostali bezkarni, gdyż na mocy umowy między władzami miasta i jezuitami uczniowie podlegali jurysdykcji rektora. Mimo to wysoki poziom nauczania i sława kolegium powodowały, że uczyli się tam nie tylko synowie mieszczan i szlachty wyznania katolickiego, ale nawet synowie innowierców. Liczba uczniów zresztą stale rosła. W 1574 roku było ich 300, natomiast w 1596 roku już 800. Kolegium zatrudniało aż 16 profesorów. Na wysokim poziomie nauczano matematyki, geometrii, fizyki, filozofii, prawa, języków antycznych oraz współczesnych, w iście poznańskim duchu nie zaniedbywano także dziedzin praktycznych — zoologii i ogrodnictwa. Szkoła, jak na owe czasy, była nowoczesna, o czym świadczy fakt, że wykłady nauk przyrodniczych obejmowały również przeprowadzanie doświadczeń. Przełożeni Kolegium pragnęli przekształcić je w uczelnię wyższą z pełnym prawem do nadawania stopni naukowych w zakresie teologii i filozofii. Uzyskali nawet na to w 1611 roku zgodę króla Zygmunta III, jednak wskutek protestu ze strony Uniwersytetu Jagiellońskiego, broniącego swego monopolu, popartego zresztą przez Sejm, zgoda została cofnięta w 1613 roku. Próbowano jeszcze kilkakrotnie — w 1650 roku, uzyskując zgodę króla Jana Kazimierza, oraz w 1678 roku, za zgodą Jana III Sobieskiego, lecz i tym razem z powodu wrogiej postawy krakowskiej uczelni plany te spełzły na niczym. Uniwersytet w Poznaniu powstał dopiero w 1919 roku.

Lata świetności poznańskiego Kolegium przerwał najazd szwedzki w 1655 roku. Jego budynek zamieniono na stajnie, przy okazji zaś został zrabowany i zdewastowany. Już wtedy pojawiła się myśl o budowie w tym samym miejscu nowego kompleksu budynków dla Kolegium. Powstały one jednak ostatecznie, pod architektonicznym kierownictwem Jana Catenazziego, dopiero w 1733 roku. Po kasacie zakonu jezuickiego szkołę przejęła w 1773 roku Komisja Edukacji Narodowej i połączyła ją z Akademią Lubrańskiego, tworząc Akademię Wielkopolską, ale szybko zdegradowała ją do roli Wojewódzkiej Szkoły Wydziałowej. Mimo to placówka ponownie podjęła starania o uzyskanie statusu uniwersytetu i ponownie te starania zostały storpedowane przez Uniwersytet Jagielloński. Budynek, w którym dziś przy ulicy Gołębiej 8 mieści się Ogólnokształcąca
Szkoła Baletowa, został wzniesiony w latach 1683 –1686 przez Bartłomieja Nataniela Wąsowskiego.  Posiadał elewacje zewnętrzne artykułowane toskańskimi pilastrami. W czasie jego rozbudowy, wykonanej w latach 1759 –1766 przez Franciszka Koźmińskiego, na dziedzińcu stanęły monumentalne schody oraz naroża, wzorowane na architekturze rzymskiego kościoła św. Karola. Na parterze w skrzydle wschodnim od ulicy Klasztornej znalazła się kaplica, a na piętrze sala teatralna. Budynek szkoły odegrał w historii poznańskiej kultury ważną rolę — od 1783 roku działał tu pierwszy w dziejach miasta zawodowy teatr. W 1783 roku wystąpił w nim po raz pierwszy w Poznaniu zespół aktorów Wojciecha Bogusławskiego, powszechnie uznawanego za „ojca polskiego teatru”. Kolejna przebudowa miała miejsce w 1793 roku, kiedy to nadbudowano jedno piętro. Po trzecim rozbiorze Polski budynek zajmowany przez Kolegium stał się siedzibą władz zaborcy. W ręce polskie ponownie przeszedł w 1806 roku. Wówczas, w listopadzie, przez niemal trzy tygodnie Kolegium stanowiło centrum ówczesnego świata — stało się kwaterą Napoleona Bonaparte. Po kongresie wiedeńskim w gmachu rezydował (do 1830 roku, czyli momentu likwidacji autonomii Księstwa) namiestnik Wielkiego Księstwa Poznańskiego, książę Antoni Henryk Radziwiłł. Gośćmi księcia było wiele sław, między innymi Fryderyk Chopin (w 1829 roku, według miejskich legend odwiedził także sąsiedni budynek zajmowany przez szkołę baletową) i Arthur Wellesley, książę Wellington, pogromca Napoleona w bitwie pod Waterloo (w 1826 roku).

Wspomnianą Szkołę Wydziałową władze pruskie podzieliły w 1834 roku na dwa gimnazja — Gimnazjum Fryderyka Wilhelma dla protestantów (dzisiejsze III Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Kantego w Poznaniu) i Gimnazjum św. Marii Magdaleny dla katolików. To właśnie ta druga, legendarna placówka, do dziś działająca w Poznaniu (obecnie jako liceum), pozostała w interesującym nas budynku dzisiejszej „baletowej”. Tak było do 1858 roku. Później niestety nastały dla tego gmachu złe czasy, a wiele faktów trudno ustalić z powodu braków w dokumentacji. Na pewno budynek został przebudowany na kamienicę mieszkalną. Jeszcze w czasie zaborów najprawdopodobniej uruchomił tu szkołę tańca Piotr Mikołajczak, rdzenny poznaniak, wykształcony w dziedzinie choreografii w Warszawie i Berlinie. Według innych przekazów Mikołajczak swoją szkołę uruchomił nie w dzisiejszym budynku „baletowej”, lecz w jego, co byłoby dość niesamowitym zbiegiem okoliczności, bliskim sąsiedztwie, przy ulicy Świętosławskiej 3 (według tej wersji obecna „baletowa” mieściłaby się pod numerem 5). Co ciekawe, po powojennej rozbudowie budynku te dwie lokalizacje, tak czy owak, właściwie stykają się z sobą, choć w tym przypadku wejście do szkoły Piotra Mikołajczaka miałoby miejsce dokładnie po przeciwnej stronie, niż to jest współcześnie. Sam Piotr Mikołajczak był postacią legendarną. Nie tylko uczył tańca w szkole i w całej okolicy, lecz także działał w wielu polskich towarzystwach, jak Sokół czy Klub Wioślarski. Po latach jego syn, Bronisław, uczestnik powstania wielkopolskiego, najpierw w 1920 roku założył w Poznaniu Szkołę Tańca Salonowego, po czym w 1924 roku został tancerzem Teatru Wielkiego, w 1927 roku — jego solistą, a już po drugiej wojnie światowej — pedagogiem i kierownikiem baletu. Od 1921 roku w budynku „baletowej” miała swoją siedzibę Państwowa Szkoła Sztuk Zdobniczych, działająca tu do 1933 roku. Wśród jej założycieli był między innymi legendarny profesor Józef Kostrzewski, twórca tak zwanej polskiej szkoły archeologicznej i właściwie odkrywca Biskupina. Uczono tu nie tylko kierunków kojarzących się z artystycznym rzemiosłem, jak na przykład ceramiki czy introligatorstwa, ale także po prostu malarstwa i rzeźby. Wiele radości mieszkańcom Poznania dało ważne wyróżnienie, jakie uczniowie Szkoły Zdobniczej zdobyli w 1925 roku na Międzynarodowych Warsztatach Sztuki w Paryżu.

Niestety budynek „baletowej” mocno ucierpiał w czasie drugiej wojny światowej. Odbudowano go dopiero w latach 1954 –1957. Nieszczęściem szkoły okazał się fakt jej lokalizacji w samym centrum Poznania, o które toczyły się niezwykle ciężkie walki. Dość powiedzieć, że epicentrum walk w śródmieściu Poznania były dzisiejsze: plac Bernardyński, ulica Święty Marcin, plac Wiosny Ludów... Wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły. Spłonęły całe kwartały Starego Miasta. A ponieważ kształt renowacji budynków w centrum Poznania już przed II wojną światową był kwestią sporną, wiadomym było, że ich odbudowa napotka wiele trudności. Tak naprawdę dopiero w 1936 roku zespół architektów Zbigniewa Zielińskiego sformułował ostateczną koncepcję architektoniczną historycznego centrum Poznania, a wojna wybuchła przecież zaledwie chwilę później. W związku z tym i w związku z ogromem zniszczeń, poważna odbudowa tej części miasta rozpoczęła się dopiero w 1954 roku. Co ciekawe — szkoła baletowa już wtedy istniała! Już w 1951 roku wybitna przedwojenna primabalerina, Olga Sławska-Lipczyńska, podjęła starania o utworzenie tego rodzaju placówki w Poznaniu, co zaledwie rok później poskutkowało powstaniem Państwowej Podstawowej Szkoły Choreograficznej w tymczasowej siedzibie w budynku Odwachu na Starym Rynku (ten budynek także był zniszczony w trakcie działań wojennych i jego stan w 1951 roku był mocno prowizoryczny). W 1952 szkołę przekształcono w Państwową Średnią Szkołę Baletową o dzisiejszym, już 9-letnim cyklu nauczania. Budynek przy ulicy Gołębiej odbudowano właśnie z zamiarem przeniesienia tu szkoły baletowej, ale stało się to dopiero w roku 1957, co tylko potwierdza skalę trudności odbudowy. Dodajmy, że cały kompleks budynków, składający się z trzech części, udostępniony został szkole dopiero w 1961 roku.

Dziś, po gruntownym remoncie dokonanym w latach 2005–2007, dwupiętrowy, barokowo opilastrowany budynek posiada trzy elewacje, najlepiej widoczne na przylegających doń ulicach — Świętosławskiej i Klasztornej. Na osi frontowego skrzydła południowego, od ulicy Gołębiej, znajduje się przelotowa sień o sklepieniu beczkowym z lunetami, po jej bokach zaś są obszerne sale, również ze sklepieniami beczkowymi z lunetami. Jedna z tych sal to obecna portiernia szkoły, miejsce, którego chyba najbardziej nienawidzi się o godzinie 7.45. Druga to sala baletowa numer 5, tradycyjnie wykorzystywana na lekcje tańca ludowego, charakterystycznego i — co budzi raczej grozę wśród uczniów — na egzaminy gimnazjalne czy maturalne. Sień prowadzi na piękny dziedziniec arkadowy, w głębi którego dekoracyjne schody wiodą na loggię (niegdyś otwartą na kolejny dziedziniec) pierwszego piętra. W latach 70. XX wieku oba dziedzińce oddzielono od siebie ścianką, co z jednej strony dało szkole unikalną przestrzeń na działania artystyczne — przepiękne patio, w którym odbywają się koncerty, wystawy i spektakle, ale z drugiej strony skazało drugi dziedziniec na pewną degradację. Dziś, zaniedbany, służy on jako parking. Poprzedni dyrektor szkoły, Mirosław Różalski, co jakiś czas przedstawiał ambitne pomysły wykorzystania tego miejsca w inny sposób, zwykle budząc popłoch wśród pozostałych pracowników. Obecny dyrektor, Rafał Kasprzak, musi się zmierzyć przede wszystkim z pilną potrzebą remontu tego miejsca. Obiegające główny dziedziniec krużganki mają sklepienia żaglaste. Krużganki te tworzą naturalną przestrzeń wystawienniczą, a podczas szkolnych spektakli mogą być zarówno profesjonalnymi kulisami, jak i znakomitym miejscem do ukrycia się dla uczniów spóźnialskich lub niechętnie obecnych. Dachy budynku są dwuspadowe z lukarnami od strony dziedzińca, nad północnym przęsłem arkad dziedzińca — dach pulpitowy. Wewnątrz budynku znajdują się klatki schodowe z rzeźbionymi tralkami i balustradami. Dwie z nich, znajdujące się na końcach obu skrzydeł, łączą parter z pierwszym i drugim piętrem oraz poddaszem, trzecia prowadzi z pierwszego piętra na drugie. W tej pierwszej części budynku znajduje się większość sal baletowych. W dwóch nowszych, dobudowanych po drugiej wojnie światowej — jest aula szkoły (na co dzień także służąca za salę baletową) oraz większość klas lekcyjnych, w których prowadzone są zajęcia z przedmiotów ogólnokształcących. Ten układ budynku niechcący powoduje, że jego wewnętrzny podział jest zaskakująco logiczny jak na miejsce, gdzie właściwie każdy, kto nie bywa w nim regularnie, łatwo się gubi. Bo mimo wszystko korytarze szkoły, jej poddasza i piwnice, tworzą skomplikowany labirynt, a liczba zakrętów, które trzeba pokonać, by przejść na przykład z sekretariatu do pokoju nauczycielskiego lub do większości sal baletowych, powoduje dezorientację u najlepiej orientujących się w terenie zwiedzających. Nie da się ukryć, że nas, wieloletnich pracowników szkoły, często to bawi, choć zapewne dla wielu naszych gości jest sporym kłopotem.

Koniecznie jednak należy pamiętać, że szkoła to nie tylko budynek, to przede wszystkim ludzie. Podjęto więc starania, aby budynek o tych ludziach przypominał. Hol, z którego środkowe kręte schody w duchu niemal Gaudiego prowadzą na drugie piętro, poświęcony jest twórcy polskiego tańca współczesnego, a jednocześnie wieloletniemu dyrektorowi artystycznemu szkoły, Conradowi Drzewieckiemu. W Poznaniu to postać symboliczna, jeden z niewielu ludzi tańca uhonorowanych własną ulicą, a we wspomnieniach współpracowników artysta, który wrócił „stamtąd”, erudyta znający kilka języków, raptus i esteta, zawsze pewny swego, przemierzający korytarze szybkim, zdecydowanym krokiem, prowadzący próby z nieodłącznym papierosem. Dziś Conrad Drzewiecki spogląda z obrazu Andrzeja Okińczyca na szkolne Champs-Elysees, czyli właśnie korytarz pierwszego piętra. Po dwóch stronach tego holu znajdują się sale baletowe, które dzięki centralnemu położeniu są właściwie wizytówką szkoły. Stąd poświęcenie ich wybitnym pedagogom. Sala numer 1 nosi imię Wandy Jakowickiej, legendy przedwojennego środowiska artystycznego, słynnej z arystokratycznych manier, doskonałej polszczyzny i artystycznego brzmienia francuskiej terminologii, a przy tym wielbicielki impresjonizmu Claude’a Debussy’ego. Sala numer 2 to sala Władysława Milona, legendarnego solisty Opery Poznańskiej, uwielbianego przez uczniów nauczyciela tańca klasycznego, mówiącego z charakterystycznym wileńskim zaśpiewem. Dwie kolejne sale, znajdujące się dokładnie nad wcześniej wymienionymi, czekają na swych patronów, i nadanie im imion jest zapewne tylko kwestią czasu. W historii szkoły zapisało się bowiem wiele legend. Chociażby sama patronka i założycielka szkoły, Olga Sławska-Lipczyńska, której poświęcony jest zachodni hol na pierwszym piętrze, wspominana w swej charakterystycznej, plisowanej spódnicy w kratę, chodząca wolnym, z lekka dostojnym krokiem, w nienagannej fryzurze, zawsze poprawiająca na korytarzu postawy uczniów. Nauczycielka, która nie wahała się podnieść na lekcji spódnicy wysoko ponad kolana, wprawiając tym chłopców w zakłopotanie. Umieszczone na ścianach zdjęcia świadczą o tym, że musiała być naprawdę piękną kobietą. Kto jeszcze mógłby być patronem sal szkolnych... Chociażby Edmund Jaworowicz, dyrektor szkoły, polonista, nigdy niewidziany inaczej niż w garniturze, nieoficjalnie także z papierosem, bez którego podobno nie potrafił ułożyć planu lekcji. Aleksander Kramski, historyk, zastępca dyrektora od czarnej roboty, czyli przywoływania uczniowskich opozycjonistów do porządku siłą głosu. Maria Najgrakowska, rytmiczka, zwracająca uwagę na wygląd ucznia od stóp do głów, ta, która wymyśliła słynną ,,fryzurę” uczennicy szkoły baletowej. Eugeniusz Olma, polonista, słynący z doskonałej dykcji i donośnego na całą szkołę głosu. Maria Nowak, wieloletnia zastępczyni dyrektora, matematyk, w przypadku której najtrudniejsze matematyczne wzory i zagadki stawały się banalnie proste, a przy tym osoba wielkiej życzliwości... Można by tak długo...

O sile, magii i znaczeniu tego miejsca niech świadczy fakt, że w ostatnich latach stało się ono scenerią przynajmniej dwóch głośnych filmów (onirycznej Hiszpanki Łukasza Barczyka z 2014 roku i hollywoodzkiego thrilleru Chronology z 2016 roku, z udziałem między innymi Williama Baldwina, w reżyserii Kippa Tribble’a, w którym budynek szkoły stał się budzącym grozę średniowiecznym zamkiem), że występowali tu wybitni artyści muzyki klasycznej (gitarowy duet Duo Mellis, rosyjski wirtuoz gitary Grisha Goryachev), najbardziej obiecujący współcześni kameraliści (Atom String Quartet), że regularnie pokazywane spektakle Malta Festival to tylko jedna z wielu teatralnych propozycji, jakie tu można zobaczyć. Towarzystwo Przyjaciół Szkoły Baletowej każdego lata zaprasza na dziedziniec Szkoły artystów prezentujących muzykę świata, jazzowych wokalistów i najlepsze kabarety. Przy okazji współpracy z Festiwalem Spring Break na dziedzińcu szkolnym zagościła rockowa alternatywa. Budynek stał się bohaterem przynajmniej jednej powieści dla młodzieży („Solistka” Jerzego Przeździeckiego), książkowych wspomnień (słynne „Ulicami mojego Poznania” Zbigniewa Zakrzewskiego) i jednego głośnego procesu sądowego. Poznaniaków, którzy na dziedzińcu szkoły robili zdjęcia do rodzinnych albumów, uwieczniali fotografiami swoje śluby czy narodziny dzieci, nie dałoby się policzyć. Dla każdej z tych osób budynek poznańskiej „baletowej” będzie wspomnieniem.


Wykorzystane źródła i opracowania
[1] Billert Andreas, Śródmieście Poznania, problemy rewitalizacji, „Kronika Miasta Poznania”, 2005, nr 2.
[2] Jazdon Andrzej, Paganinim wprawdzie nie był… Czyli rzecz o nauczaniu muzyki
w Poznaniu do 1918 roku, „Kronika Miasta Poznania”, 2001, nr 4.
[3] Karwatt Janusz, Odwach, główna warta poznańskiego garnizonu, „Kronika Miasta
Poznania”, 2003, nr 2.
[4] Klause Gabriela, Wichnowski Tobiasz, Kształtowanie nowego krajobrazu miasta.
Przyczynek do powojennej odbudowy Poznania, „Kronika Miasta Poznania”, 2015,
nr 1.
[5] Krzyżaniak Michał, Bitwa o Poznań (styczeń –luty 1945), „Kronika Miasta Poznania”,
2015, nr 1.
[6] Przeździecki Jerzy, Solistka, Akapit Press, Łódź 2001.
[7] Wiesiołowski Jacek, Pawlaczyk Anna, Z życia szkoły parafialnej św. Marii Magdaleny, „Kronika Miasta Poznania”, 2003, nr 3.
[8] Wotschke Theodor, O szkole św. Marii Magdaleny, „Kronika Miasta Poznania”, 2003,
nr 3.
[9] Zakrzewski Zbigniew, Ulicami mojego Poznania, Zysk i S-ka, Poznań 1985.
[10] Żołądź-Strzelczyk Dorota, Szkoły poznańskie w okresie przedrozbiorowym, „Kronika
Miasta Poznania”, 2001, nr 4.

{"register":{"columns":[]}}