W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

To były spokojne święta

Uratowali sarnę


               

Wprawdzie tegoroczne święta Bożego Narodzenia minęły na Dolnym Śląsku w miarę spokojnie, bo strażacy nie odnotowali szczególnie dramatycznych i brzemiennych w skutki zdarzeń, ale to nie oznacza, że mogli sobie siedzieć spokojnie przy strażackiej choince i śpiewać kolędy. Tzw. bieżączki, czyli zdarzenia, które są odnotowywane wręcz każdego dnia, jak np. pożary kominowe, wypadki drogowe, pożary domów, mieszkań i śmietników, usuwanie drzew i konarów powalonych na drogi przez wichury, podtrucia tlenkiem węgla itd. itp. były w normie. Czyli odnotowano ich całkiem sporo. Jak w każdy inny dzień.


Mroźna pogoda sprawiła też, że pojawiły się  zagrożenia związane z pękającym lodem. Strażacy jak zawsze ostrzegali, zwłaszcza łyżwiarzy, wędkarzy i wszystkich innych przed wchodzeniem na lód, bo może się załamać i będzie bieda. Ale, jak się okazało, tego rodzaju zagrożenia dotyczyły również zwierząt, a te jak wiadomo, są na apele strażaków raczej obojętne. Dlatego w drugi dzień świąt, w Bolesławicach pow. bolesławiecki, na skutek załamania się pokrywy lodowej, w tamtejszym stawie znalazła się sarna. Próbowała o własnych siłach wydostać się na lód, ale gdzie tam.


Z ratunkiem pospieszyli strażacy. Wykonano dostęp do zbiornika, przycinając nożycami siatkę leśną, zabezpieczono ratowników, a następnie wykorzystano dwie drabiny nasadkowe, po których ratownik starał się dotrzeć do zwierzęcia znajdującego się około 10 metrów od brzegu. Niestety, po kilku metrach lód zaczął pękać, więc strażaka wycofano na brzeg. W tej sytuacji po przyjeździe łodzi, sprawiono sanie lodowe, ratowników ubrano w suche skafandry, zabezpieczono ich linami i …Tym razem skutecznie podjęto sarnę z wody na brzeg. Tu zmarznięta sarenka otrzymała pomoc dodatkową w postaci termoizolacji.


Właściwie taki mógłby być happy end tej akcji ratowniczej, ale życie jest pełne niespodzianek. Otóż okazało się, że w święta weterynarze nie odbierają zwierząt, a ośrodek dzikich zwierząt nie ma środka transportu. Strażacy sami więc przewieźli mocno osłabione i zestresowane zwierzę do ośrodka, gdzie sarenką fachowo zajął się dyżurujący weterynarz. Dopiero wtedy więc zakończyła się strażacka pomoc sarence.To zdarzenie pokazuje jak duże jest zaangażowanie strażaków w ratowaniu zwierząt i ten fakt należy z uznaniem odnotować.


Oczywiście można powiedzieć, że opisana akcja to niemal banał, nic poważnego. Ale z drugiej strony dla tonącej sarny była to sprawa życia i śmierci. Wychodząc z tego rodzaju nadrzędnych motywacji, dolnośląscy strażacy interweniowali wielokrotnie m.in. w przypadku łabędzi znajdujących się na akwenach. Różnie jednak z tymi akcjami bywało.


W Wiązowie pow. strzeliński mieszkańcy powiadomili strażaków, że od kilku dni na lodowej tafli tkwi łabędź. Strażacy zabezpieczyli miejsce zdarzenia i w ramach przygotowań do akcji ratowniczej sprawili sanie. Wszystko szło zgodnie z ratowniczym planem, kiedy nagle, ptak podniósł się i podreptał w stronę brzegu, gdzie ktoś na lód wrzucił żywność. Zjadł, co mu w ten świąteczny dzień ofiarowano, po czym pomachał skrzydłami i spokojnie wzbił się w powietrze.


W strażackim języku to się nazywa fałszywy alarm, ale z drugiej strony, nie było to działanie celowe, lecz nacechowane troską o życie zwierzaka. Zresztą najczęściej  takie sygnały są uzasadnione. Zwykle bowiem akcja toczy się zgodnie z przewidywaniami ratowników, jak to miało miejsce np. 25 grudnia we Wrocławiu. Tu po łabędzia unieruchomionego na jednym z miejskich akwenów udał się po lodzie strażacki nurek. Ściągnął ptaka do brzegu ratując mu życie.


Przy okazji poświątecznych podsumowań i refleksji warto też odnotować, że praktycznie nie istnieje już problem pożarów świątecznych choinek. Kiedyś, gdy na drzewkach świątecznych zapalano świeczki, strażacy co rusz gasili takie właśnie pożary. Wysuszone igły choinki i paląca się świeczka, to zestawienie nad wyraz niebezpieczne. Natomiast niezmiennie od lat nabrzmiałym problemem pozostają pożary kominowe. Bez względu na czas i porę trwa także plaga wypadków drogowych.


Szczególnie dramatyczny był wypadek samochodowy, do którego doszło na jednym z wrocławskich mostów w wigilię. Doszło tu do kolizji dwóch samochodów osobowych. Uczestnicy zdarzenia opuścili swoje pojazdy i wówczas pasażerka jednego z nich przekroczyła bariery ochronne i spadła z wiaduktu z wysokości ok. 15 metrów. Strażacy udzielili poszkodowanej KPP m.in. ustabilizowano ją w pozycji zastanej, wdrożono tlenoterapię i zapewniono komfort termiczny. Po przybyciu ZRM kobietę zabrano do szpitala.


Tego samego wigilijnego dnia, również we Wrocławiu mężczyzna wskoczył do rzeki. Na szczęście został uratowany. Natomiast w innym przypadku wrocławscy strażacy zostali wezwani przez kobietę informującą, że jej mąż chce popełnić samobójstwo. Mąż otworzył drzwi do mieszkania i grzecznie poinformował ratowników, że nic podobnego nawet mu nie przyszło do głowy. On chce żyć. W tej sytuacji strażacy wrócili do siebie, czyli macierzystej JRG i czekając na kolejne zgłoszenia przez chwilę kontemplowali świąteczny nastrój. Ale niedługo, bo nastrój opisywany w kolędzie „Wśród nocnej ciszy” nie dotyczy strażaków na służbie...


Lech Lewandowski. Fot.arch.  
 

 


 

 



 

 

{"register":{"columns":[]}}