W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Na wskroś polskie powstanie

01.08.2022

1 sierpnia 1944 roku warszawiacy stanęli do ostatniej walki z niemieckim nazistowskim totalitaryzmem. Bili się o to wszystko, czego nie mogły im przynieść sunące ze wschodu czołgi Armii Czerwonej: o wolność, demokrację, prawo stanowienia o swoim losie.

Powstanie Warszawskie

Na pierwszy rzut oka – typowy ślub. Ksiądz odczytuje słowa przysięgi małżeńskiej. Państwo młodzi powtarzają je w skupieniu i wymieniają obrączki. Jest pocałunek nowożeńców, są kwiaty i gratulacje od licznie zgromadzonych gości. Nie brakuje fotografa, a nawet ekipy filmowej. Ceremonia, która odbyła się w Warszawie 13 sierpnia 1944 roku, jest jednak wyjątkowa. Pan młody, ubrany w wojskowy mundur 22-letni Bolesław Biega, ma rękę na temblaku – to efekt ran odniesionych kilkanaście dni wcześniej, gdy brał udział w walkach o Pocztę Główną. Panna młoda, 20-letnia Alicja Treutler, zamiast białej sukni ma pożyczoną bluzkę, a na ramieniu opaskę z czerwonym krzyżem – znak, że jest sanitariuszką. Ślub odbywa się w improwizowanych warunkach, a o miesiącu miodowym trzeba zapomnieć. Dookoła rozlegają się strzały i wybuchają bomby. Powoli dobiega końca drugi tydzień Powstania Warszawskiego.

Pięć lat terroru

Ostrzał, bomby, zniszczenia – wszystkiego tego mieszkańcy miasta doświadczyli już pięć lat wcześniej. 1 września 1939 roku na Polskę napadły nazistowskie Niemcy – tak rozpoczęła się II wojna światowa. Gdy kilkanaście dni później od wschodu uderzyła Armia Czerwona, los 35-milionowego kraju był przypieczętowany. A jednak Warszawa bohatersko broniła się dalej. Dopiero pod koniec miesiąca skapitulowała przed Wehrmachtem. Nastała długa i krwawa okupacja niemiecka: dla Żydów gehenna getta i zagłada w komorach gazowych, dla polskiej ludności – łapanki, jawne i potajemne egzekucje, wywózki do pracy przymusowej i obozów koncentracyjnych.

Po pięciu latach terroru, nieporównanie straszniejszego niż w zachodniej Europie, Warszawa była już mocno wykrwawiona. Ale i pełna nadziei, że wkrótce uda się zrzucić obce jarzmo. Dotychczasowy okupant, wcześniej tak brutalny i butny, latem 1944 r. wydawał się już słaby i zdeprymowany. We francuskiej Normandii Wehrmacht nie był w stanie powstrzymać alianckiej inwazji. Na froncie wschodnim w pośpiechu ustępował przed Armią Czerwoną. W okupowanej Polsce konspiracja niepodległościowa mimo represji osiągnęła apogeum swej liczebności. Armia Krajowa – zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego – w całym kraju miała ok. 380 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy. W samej Warszawie – kilkadziesiąt tysięcy. Owszem, poważnym problemem był niedobór uzbrojenia. To jednak planowano zdobyć na Niemcach i dzięki alianckim zrzutom.

Radość Paryża, dramat Warszawy

W Paryżu, gdzie 19 sierpnia 1944 r. też wybuchło powstanie przeciwko Niemcom, ruch oporu wcale nie był silniejszy. Do walki mógł posłać około 20 tysięcy słabo uzbrojonych ludzi – zbyt mało, by rozprawić się z garnizonem Wehrmachtu. Alianci początkowo nie myśleli o wsparciu dla Paryża – ich strategiczne plany zakładały ominięcie miasta i marsz dalej na wschód. W kluczowym momencie zmienili jednak decyzję i do pomocy powstańcom rzucili dwie dywizje. To przeważyło szalę. Niemiecki garnizon skapitulował już 25 sierpnia, a jego dowódca nie wykonał rozkazu Adolfa Hitlera o zniszczeniu miasta. Paryż był wolny. Dzień później na Polach Elizejskich mieszkańcy stolicy wiwatowali na cześć zwycięskich wojsk – wśród nich francuskiej 2. Dywizji Pancernej gen. Philippe’a Leclerca.

Los Warszawy, która do walki stanęła 1 sierpnia tego samego roku, potoczył się tragicznie. Owszem, w pierwszych dniach powstańcy zdołali opanować dużą część miasta. W zdobytych dzielnicach błyskawicznie odrodziła się wolna Polska: działały władze cywilne, nadawało radio, ukazywały się gazety. Niemcy szybko ściągnęli jednak posiłki i przystąpili do brutalnej rozprawy z powstaniem. Na Woli – jednej z dzielnic położonych na lewym brzegu Wisły – „siły odsieczy” wymordowały kilkadziesiąt tysięcy bezbronnych cywilów, wśród nich starców, kobiety i dzieci. Podobnych zbrodni na niewiele mniejszą skalę dokonano na sąsiedniej Ochocie. W innych dzielnicach Niemcy natrafili na twardy opór, ale powoli posuwali się naprzód, niszcząc dom po domu. Mimo ogromnej dysproporcji sił walki trwały 63 dni. Zginęło kilkanaście tysięcy powstańców i aż 150–200 tysięcy cywilów. Tych, którzy przeżyli, okupanci wypędzili z miasta. Budynki, które przetrwały, były z premedytacją podpalane i wysadzane w powietrze jeszcze długo po kapitulacji powstania. Gdy w styczniu 1945 roku Niemcy definitywnie opuszczali Warszawę, było to już miasto ruin.

Inaczej niż Paryż, polska stolica nie doczekała się prawdziwej pomocy. Nie udzieliła jej Armia Czerwona, choć w czasie powstania była w odległości kilkuset metrów – na drugim brzegu Wisły. Józef Stalin, który pięć lat wcześniej sprzymierzył się z Hitlerem, teraz znów skorzystał z okazji, by rękami Niemców zniszczyć polską elitę niepodległościową. W kluczowych tygodniach powstania nie pozwalał nawet, by alianckie samoloty startujące z Włoch z dostawami dla Warszawy mogły lądować na sowieckich lotniskach. Klęska powstania była Stalinowi na rękę – miała ułatwić mu złamanie dzielnego narodu i podporządkowanie sobie Polski.

Gdy francuski generał Leclerc defilował na Polach Elizejskich, jego polski odpowiednik, Stanisław Maczek, właśnie miał za sobą dni chwały – udział w zwycięskiej bitwie pod Falaise. Później ze swoją 1. Dywizją Pancerną wyzwalał Belgię i Holandię, a szlak bojowy zakończył zdobyciem Wilhelmshaven – ważnej bazy niemieckiej marynarki wojennej. Nie było mu jednak dane defilować w wyzwolonej stolicy własnego kraju. Władzę w Polsce objęli komuniści zainstalowani na sowieckich bagnetach – i pozbawili Maczka obywatelstwa. Zasłużony generał zmarł po latach w Wielkiej Brytanii.

Walka o pamięć

Nie on jeden wybrał po wojnie życie emigranta. Młodzi powstańcy, którzy 13 sierpnia 1944 roku pobrali się w walczącej Warszawie, też nie widzieli dla siebie miejsca w zniewolonym kraju. Zamieszkali w Stanach Zjednoczonych. „Myśmy zdecydowali, że pod sowiecką okupację nie chcemy wracać” – tłumaczył po latach Bolesław Biega. W „ludowej” Polsce powstańcy warszawscy byli nieufnie traktowani przez władze, inwigilowani, nieraz poddawani brutalnym śledztwom. Wśród fałszywych oskarżeń, które padały pod ich adresem, były i te o kolaborację z Niemcami – oszczerstwa szczególnie bolesne dla ludzi, którzy narażali życie w walce o niepodległą ojczyznę. Pamięć o Powstaniu Warszawskim długo była tłumiona i zniekształcana. Trwała jednak w domach rodzinnych, była kultywowana w środowiskach niezależnych i opozycyjnych.

Po upadku systemu komunistycznego powstańcy mogli wreszcie doczekać się upamiętnienia, na jakie zasługują. Nowoczesne Muzeum Powstania Warszawskiego, otwarte w 2004 roku w polskiej stolicy, do dziś robi wrażenie także na zwiedzających je obcokrajowcach. Cudzoziemcy odwiedzający Polskę patrzą też z uznaniem, jak każdego 1 sierpnia o godzinie 17.00, dokładnie w porze wybuchu powstania, kierowcy i przechodnie na minutę zatrzymują się na ulicach, by przy dźwiękach syren oddać hołd jego bohaterom. Tak dzieje się nie tylko w Warszawie, lecz także w innych miastach. Bo wspomnienie powstania od dawna promieniuje na całą Polskę.

Może dlatego, że ten zryw był kwintesencją losów narodu, który – jak mówił papież Jan Paweł II – „w straszliwych zmaganiach drugiej wojny światowej nie szczędził ofiar, aby potwierdzić prawo do niepodległego bytu i stanowienia o sobie na własnej ojczystej ziemi. Powstanie Warszawskie było krańcowym tego wyrazem”.

 

Karol Nawrocki
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej

{"register":{"columns":[]}}