W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

Wystąpienie Wicepremiera, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki

10.10.2025

Wystąpienie Wicepremiera, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki

Magnificencjo, Szanowny Panie Rektorze,

Szanowny Panie Ministrze,

Szanowni Profesorowie i Drodzy Studenci Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki,

Dostojni Goście,

zostałem poproszony, by zwrócić się do Państwa po polsku, nie po angielsku.

Angielski jest językiem globalnym, ale odnoszę wrażenie, że w obecnych okolicznościach geopolitycznych strategiczny interes Europy Środkowo-Wschodniej lepiej rozumieją ci, których mową ojczystą są języki tego regionu, w tym ukraiński i polski.

Chciałbym na początku powiedzieć, jak bardzo jestem wzruszony i zaszczycony tym honorem, który mnie spotkał i że mogę go przyjąć w tak wspaniałym, historycznym miejscu, w którym – i w tym wielkim mieście,i w tym konkretnym budynku – przeplata się tyle historii naszego regionu.

Zawsze wzrusza mnie też wysłuchanie hymnów Ukrainy i Polski, bo one są tak do siebie bardzo podobne. I to nie chodzi tylko o inspirację literacką, tylko o ich głęboką treść, bo w obu naszych hymnach jest wielkie pragnienie wolności.

A na przykład w hymnie naszego większego sąsiada na pierwszym miejscu jest nie wolność, a państwo i chęć dominacji.  I to jest wielka różnica między z jednej strony Ukraińcami i Polakami, a Rosjanami. To jest podstawa naszej solidarności. My rozumiemy walkę o wolność. Czujemy ją w kościach.

Pragnę także złożyć kondolencje rodzinom ofiar ostatniego ataku na Lwów. Przed chwilą byłem w miejscu upadku jednej z rakiet 5 października rosyjski agresor przeprowadził zmasowane uderzenie powietrzne na zachodnią Ukrainę.  Według władz Lwowa był to największy atak na Wasze miasto od 24 lutego 2022 roku. W obwodzie lwowskim zginęły cztery osoby, a osiem zostało rannych. I wiemy, że od tego czasu są kolejne ataki, w tym ostatniej nocy na infrastrukturę cywilną Kijowa i nie tylko.

To są kolejne morderstwa dokonane przez rosyjskie władze na ukraińskich cywilach. I są to kolejne zbrodnie wojenne.

Od początku pełnoskalowej agresji takich morderstw – bo inaczej nie da się tych działań określić – popełniono już ponad 14 tysięcy. Ponad 36 tysięcy cywilów zostało rannych, w tym tysiące dzieci. Dziesiątki tysięcy uprowadzono w głąb Rosji.

O wielu wojnach mówi się, że nie miały sensu; że wywołano je w oparciu o fałszywe przesłanki lub błędne kalkulacje. Zwykle jednak tego typu refleksje przychodzą po czasie. Bezsens rosyjskiej agresji na Ukrainę był widoczny jak na dłoni od pierwszego dnia. Oto największe państwo świata – 11 stref czasowych – ogłosiło, że niezbędne dla niego i w trosce rzekomo o własne bezpieczeństwo jest, żeby mieć jeszcze więcej ziemi.

Trzy i pół roku później na terytorium Ukrainy rannych lub zabitych zostało ponad milion Rosjan. Kreml pogrzebał korzystne relacje handlowe z Europą, wydał setki miliardów dolarów na utrzymanie działań wojennych, doprowadził gospodarkę na skraj załamania, uzależnił kraj od relacji handlowych z Chinami i do dziś opłaca, a teraz i rekrutuje tysiące zagranicznych najemników z Korei Północnej, Bliskiego Wschodu, a nawet Kuby.

Mimo to, po latach ogromnego wysiłku finansowego i militarnego Rosjanie wciąż walczą w Donbasie. Po 10 latach. Trudno to nazwać sukcesem „drugiej armii świata”.

Dlaczego więc Kreml nie szuka honorowego pokoju, a wojna wciąż się toczy? Odpowiedź wydaje mi się dość oczywista – że chociaż agresja podkopuje już dobrobyt zwykłych Rosjan i nie leży w interesie Rosji, to leży w interesie samego Władimira Putina.

Bo władca Rosji, kolejny, stawia się ponad swoim ludem, swoim krajem, swoim państwem. Nie pierwszy raz w historii.

Jak to się skończy? Widzę dwa rozwiązania.

Albo władze na Kremlu zrozumieją – im szybciej, tym lepiej – że nie są w stanie wygrać tej wojny po akceptowalnych dla siebie kosztach.

Albo wreszcie rosyjskie społeczeństwo uświadomi sobie, że władze nie są w stanie wygrać tej wojny po kosztach akceptowalnych dla ludu.

Rosja przegrywała już wojny w przeszłości na oba te sposoby. Życzę całemu światu – ale przede wszystkim Ukrainie i Ukraińcom – aby dzień opamiętania rosyjskich władz lub rosyjskiego ludu nadszedł jak najszybciej.

 

Szanowni Państwo,

serdecznie dziękuję za uhonorowanie mnie tytułem doktora honoris causa Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego. Jestem zaszczycony dołączając do grona wybitnych osób, które przede mną otrzymały ten tytuł, jak między innymi mój szef – Premier Donald Tusk, mój znajomy ze studiów – Premier Boris Johnson, a przed II wojną światową marszałek Ferdynand Foch czy przyszły Prezydent USA Herbert Hoover. Żałuję, że muszę przyjmować to wyróżnienie w tak dramatycznych okolicznościach.

Spośród wielu wybitnych absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego w jego długiej historii wymienię tylko dwa nazwiska: Aleksander Ładoś i Jan Karski. Obaj po studiach znaleźli zatrudnienie w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Obaj podczas II wojny światowej byli głosem sumienia wolnego świata.

Ładoś kierował w polskim poselstwie w Bernie tajną grupą, która wydała tysiące fałszywych paszportów południowoamerykańskich, ratując w ten sposób wielu Żydów od śmierci. Natomiast Jan Karski, jako kurier Polskiego Państwa Podziemnego i ktoś, kto był naocznym świadkiem, który wszedł do jednego z niemieckich nazistowskich gett na terenie Polski, przemycił do Londynu raporty dokumentujące systemową zagładę narodu żydowskiego przez nazistowskie Niemcy.

W naszej ambasadzie w Waszyngtonie nadal mamy fotel i sofę, na której siedział Jan Karski i sędzia Frankfurter, najwyższy rangą ówcześnie przedstawiciel mniejszości żydowskiej w Stanach Zjednoczonych.

Karski powiedział mu o Holokauście na podstawie raportów między innymi rotmistrza Witolda Pileckiego i na podstawie własnych naocznych doświadczeń. I to co usłyszał: „Ja Panu osobiście wierzę, ale ja nie mogę w to uwierzyć.” Dlatego między innymi Stany Zjednoczone, niestety, nie zbombardowały, na przykład kolei prowadzącej do Auschwitz.

Dla polskich dyplomatów ci dwaj nasi poprzednicy są inspiracją, w szczególności, gdy chodzi o pomoc dziś zagrożonej Ukrainie.

Uniwersytet Lwowski nadal kształci wybitnych dyplomatów. Wielu ukraińskich ambasadorów skierowanych na placówkę w Warszawie, w tym obecny, to absolwenci Waszej uczelni. Absolwentem jest także mój znakomity kolega, niedawny gość u mnie w domu, Wasz obecny Minister Spraw Zagranicznych Andrij Sybiha.

Nie dziwimy się, że to właśnie Lwów jest kuźnią kadr ukraińskiej dyplomacji.

Lviv-Lwów-Lember-Lvov: to miasto od zawsze było wspólną, małą ojczyzną dla wielu grup – Ukraińców, Polaków, Żydów, Ormian czy Niemców.

Bo Lwów jest Europą w miniaturze. Jest silny bogactwem swojej historii, życia intelektualnego i przywództwa politycznego. Wasz uniwersytet w tworzeniu tego bogactwa odegrał wyjątkową rolę.

Iwan Franko, patron tej uczelni, słusznie ceniony za wkład w literaturę ukraińską i umacnianie ukraińskiej tożsamości, jest także wspaniałym przykładem współistnienia tego, co ukraińskie z tym, co polskie i niemieckie.

Świadczy o tym jego bogata niemieckojęzyczna korespondencja z przyjaciółmi z Berlina, Wiednia czy Heidelbergu. A także wiele tekstów napisanych po polsku i członkostwo w redakcji polskojęzycznego „Kuriera Lwowskiego”.

W 1896 roku, w tekście zatytułowanym „І ми в Європі” [wym. I my w Jewropi], Franko pisał o narodzie ukraińskim jako o tym – cytuję – „który był żywą iskrą w rodzinie narodów europejskich i aktywnie uczestniczył w budowaniu europejskiej cywilizacji”. „[…] w imię tych wzniosłych i jasnych ideałów”, twierdził, „[…] podnosimy swój głos, by dać świadectwo prawdzie. Bo przecież i my jesteśmy w Europie”.

Tak – i Wy, Ukraińcy, i my, Polacy, od wieków jesteśmy w Europie. Razem z innymi narodami współtworzyliśmy ją przez stulecia. Dziś powinniśmy poczuwać się do odpowiedzialności za jej przyszłość.

Przed nami prosta alternatywa. Albo pogodzimy się z powrotem demonów nacjonalizmu, które wielokrotnie pustoszyły całą Europę – a zwłaszcza nasz region; albo wybierzemy drogę pokojowego współistnienia.

Większość wojen, przez wieki rozdzierających nasz kontynent, miała na celu zmianę granic, zabór terytoriów i zasobów naturalnych. Niejednokrotnie podboje, okupione cierpieniem i śmiercią tysięcy ludzi, okazywały się krótkotrwałe, prowadząc do kolejnych wojen.

Znakomite potwierdzenie tej tezy znajdujemy w historii innego wielonarodowego, europejskiego miasta – Strasbourga – gdzie jako poseł do Parlamentu Europejskiego służyłem i bywałem regularnie. Przechodzący z rąk do rąk Strasbourg ukształtował wielu wybitnych Francuzów, ale i wielu wybitnych Niemców. Jednym z nich był najwybitniejszy z niemieckich pisarzy, Johann Wolfgang von Goethe; innym – autor francuskiego hymnu – Claude Joseph Rouget de Lisle [wym. Klod Żozef Ruże de Lil].

2000 lat temu VIII legion imperium rzymskiego strzegł w ówczesnym Argentoratum granicy na Renie między światem łacińskim a plemionami germańskimi. I granica między Niemcami a Francję jest po 2000 lat znowu tam, gdzie była – na Renie.

Ale w międzyczasie ta granica była przesuwana wielokrotnie – to na wschód, to na zachód. Ambicje przywódców bywały zaspokojone na krótko, ale długofalowych politycznych rezultatów próżno szukać. To, co pozostało, to cmentarze pełne ofiar. Lekcja z tego taka, że zamiast zmieniać granice, lepiej czynić je prawnie niewidzialnymi w procesie integracji europejskiej.

Jeszcze niedawno wydawało się, że – po tragedii II wojny światowej; po okresie zimnej wojny, kiedy żyliśmy w cieniu bomby atomowej; po opresyjnych rządach komunizmu – ludzkość zmądrzała. Wydawało się, że nie widzimy już sensu w wytyczaniu nowych granic pod lufami karabinów i czołgów. To przecież dzięki zaangażowaniu odwiecznych wrogów – Francji i Niemiec – w Europie budowano nowy ład, oparty nie na woli dominowania nad sąsiadami, lecz na pokojowej współpracy. Tak powstawała Europejska Wspólnota Węgla i Stali, a z czasem – Unia Europejska. Ona nie powstała między przyjaciółmi.

Ona powstała między wrogami, którzy uznali, że już nie warto się zabijać.

Los Ukrainy dowodzi jednak, że nawet w Europie imperialne mrzonki nigdy nie wygasły.

Gdy w XIX wieku Polacy walczyli w powstaniach przeciwko rosyjskiej okupacji, na sztandarach często wypisywali hasło: „Za wolność waszą i naszą”. Dzisiaj to Wy, Ukraińcy, bijecie się na swojej ziemi za wolność Waszą i naszą, europejską. A my, Polacy, w ramach wielonarodowej koalicji, wspieramy Was w walce, bo widzimy, jak wysoka jest stawka tej wojny. Mamy świadomość, jak już powiedział Pan Rektor, że chodzi w tej wojnie o Waszą niepodległość, ale też o bezpieczeństwo i tożsamość, nie tylko Polski, ale całej Europy.

Do zwycięstwa Moskwy wystarczyłaby nasza bezczynność – na nią liczył Putin. Otrzymał jednak dwie zaskakujące dla niego lekcje. Pierwszą był zacięty opór dzielnej ukraińskiej armii i odwaga całego społeczeństwa już od pierwszych dni wojny.

Drugą, trwające do dziś wsparcie wolnego świata – od Europy, przez Stany Zjednoczone i Kanadę, po Australię i Japonię. Paradoksalnie, agresja Moskwy była dla wielu otrzeźwieniem. Putin marzył o osłabieniu Europy i oddaleniu NATO od swoich granic. Dostał dwa nowe kraje członkowskie i ogromny wzrost wydatków Sojuszu na obronność.

Nie zmienia to faktu, że środowisko bezpieczeństwa nie tylko naszego regionu, ale całej Europy zostało poważnie zachwiane. Rosja i sprzymierzone z nią państwa autorytarne przekonują, że demokracja jest w odwrocie, niezdolna do obrony.

Chłodna ocena sytuacji każe przyznać, że odnoszą na tym polu pewne sukcesy, między innymi w krajach tzw. Globalnego Południa.

Dlatego właśnie demokracje muszą wspólnie postawić na szeroko rozumiane bezpieczeństwo – wojskowe, gospodarcze, prawnomiędzynarodowe i informacyjne.

Bez zdolności do obrony przed agresją zbrojną, nie ma bowiem pola do rozmowy o rozwoju gospodarczym, społecznym czy naukowym.

 

Drodzy Państwo,

prawo jednostek i narodów do samostanowienia oraz wolność wyboru swojej przyszłości – o te wartości toczy się walka przeciwko moskiewskiemu agresorowi. Walka wszystkich demokratycznych państw Europy.

Jestem przekonany, że tożsamość narodowa może harmonijnie współistnieć z szerszymi wspólnotami politycznymi. Tak jak mieszkaniec Polski może być na przykład jednocześnie krakusem, Polakiem i Europejczykiem, tak Ukrainiec może być jednocześnie lwowianinem, ukraińskim patriotą i współtwórcą europejskiego mocarstwa.

Chociaż w dziejach naszych krajów nie brakuje momentów dramatycznych, dziś naszym obowiązkiem jest solidarność. Historia będzie nas niekiedy dzielić. Ale wspólnota kulturowa i wspólnota interesów, czyli teraźniejszość i przyszłość, powinny nas łączyć.

Jak mówił – wspomniany już Jan Karski – wybitny absolwent Waszej uczelni: „Świat jest pełen niesprawiedliwości, a nawet zła, którym winniście się z odwagą przeciwstawiać. O sprawiedliwość, o wolność, o godność i jakość życia należy stale walczyć”.

Dziękuję bardzo.

Materiały

Wystąpienie Wicepremiera, ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki, 10.10.2025
Wystąpienie​_Wicepremiera,​_ministra​_spraw​_zagranicznych​_Radosława​_Sikorskiego​_z​_okazji​_otrzymania​_doktoratu​_honoris​_causa​_Lwowskiego​_Uniwersytetu​_Narodowego​_im​_Iwana​_Franki.pdf 0.58MB
{"register":{"columns":[]}}