W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu. W każdym momencie można dokonać zmiany ustawień Państwa przeglądarki. Zobacz politykę cookies.
Powrót

„Czasem myślę, że jestem szczęściarzem”. Paraolimpijczycy o pokonywaniu barier

03.12.2018

3 grudnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych. – Siła tkwi w nas – mówią sportowcy, którym niepełnosprawność nie przeszkodziła w zdobywaniu medali. Tylko skąd ją brać? Medaliści odpowiadają.

Paraolimpijczycy.

– Niepełnosprawność narzuca pewne ograniczenia, z którymi musiałem się nauczyć żyć. Każdy, także osoby pełnosprawne mają takie bariery. I co, poddają się? Nie, ja też się nie poddaję – mówi Wojciech Makowski, niewidomy pływak.

Lista osiągnięć Wojciecha Makowskiego jest długa, ale najważniejsze trofea pływaka to srebro z igrzysk w Rio w 2016 i złoto z 2017 roku w Meksyku na 100 m stylem grzbietowym.

Samego pływania nauczył się w wieku ośmiu lat, a sport amatorski uprawiał całe życie. Z kolei zaczął zawodowe treningi pięć lat temu. Równolegle studiował, wydał płytę, a niedawno się zaręczył. Fakt, że jest osobą niewidzącą, nie przekreślił aktywnego życia. Pasmo sukcesów dało mu wiarę w siebie. Ale odwagę znalazł dużo wcześniej, skąd? – Rodzice już od dziecka wpajali mi, żebym wszystkiego próbował. Po latach także narzeczona dała mi takie poczucie, że mogę góry przenosić, ale że mogę się czuć jako pełnowartościowy mężczyzna, mając swoją drugą połówkę. To też przełożyło się na sport, w którym czuję się pewny i spełniony. Wsparcie bliskich jest dla osób niepełnosprawnych szczególnie ważne, bo daje poczucie bezpieczeństwa – podkreśla.

Także sport stał się dla Wojciecha motorem napędowym do życia. – Nie podejrzewałem siebie o takie umiejętności, ale poznałem mojego przeszłego trenera, który powiedział, że się nadaję do pływania.  Razem z pierwszymi sukcesami urosło moje poczucie wartości. Lubię w sporcie to, że efekty pracy są wymierne – mówi.

Sportowiec, czasem myśli, że jest szczęściarzem. – Niepełnosprawność narzuca pewne ograniczenia, z którymi musiałem się nauczyć żyć. Każdy, także osoby pełnosprawne mają takie bariery. I co, poddają się? Nie, ja też się nie poddaję – mówi walecznie. Bo zaznacza, że fundamentalna siła jest w każdym człowieku.

– Przed wypadkiem byłem osobą aktywną i nie chciałem z tego rezygnować. Teraz mam szczególną motywację. Chcę, żeby moja półtoraroczna córka była ze mnie dumna – mówi Łukasz Mamczarz, rekordzista Europy w skoku wzwyż.

Historia Łukasza Mamczarza różni się od opowieści Wojciecha Makowskiego. Ten sportowiec urodził się niepełnosprawny, z kolei Łukasz Mamczarz stracił lewą nogę w wypadku motocyklowym, mając niespełna 21 lat. To był 2009 rok. – W lipcu miałem wypadek, we wrześniu zacząłem rehabilitację, a w styczniu zdobyłem mój pierwszy srebrny medal w Halowych Mistrzostwach Polski, w skokach wzwyż – mówi medalista.

Do treningów zachęciła go ordynator szpitala, w którym Łukasz Mamczarz miał rehabilitację. – Nie miałem wtedy pojęcia o sporcie, ale machnąłem ręką. Stwierdziłem, że nie mam nic do stracenia. Po pierwszym małym sukcesie znalazłem cel w życiu i postanowiłem iść dalej sportową drogą – mówi paraolimpijczyk.

W 2011 roku podczas mistrzostw świata w Christchurch zajął czwarte miejsce. W 2012 roku na Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie zdobył brązowy medal, pokonując wysokość 1,74 metra. Jego rekord życiowy to 1,82, osiągnięty 16 czerwca 2012 na mityngu w Berlinie. Wynik ten jest obecnym rekordem Europy.

Co więcej, w mijającym roku sportowiec osiągnął 1,97 m i tym samym pobił nieoficjalny rekord świata swojej kategorii. – Przed wypadkiem byłem osobą aktywną i nie chciałem z tego rezygnować. Teraz mam szczególną motywację. Chcę, żeby moja półtoraroczna córka była ze mnie dumna – mówi tata. Zawsze może też liczyć na rodzinę i przyjaciół. To bezcenne.

– Najbardziej do dalszej pracy motywują mnie zwycięstwa. Kiedy mam kryzys oglądam swoje najlepsze występy  – mówi Oliwia Jabłońska, która w wieku 12 lat, jako debiutantka zdobyła sześć złotych medali.

– Już na pierwszym treningu w życiu usłyszałam, że ładnie leżę na wodzie. Potem po kilku miesiącach pracy, wystartowałam w pierwszych zawodach w życiu. To był 2010 rok. Mistrzostwa Świata Juniorów w 2010 roku w Pradze. Okazało się, że w juniorach jestem poza konkurencją i wróciłam z sześcioma złotymi medalami. To było impulsem, żeby jeszcze ciężej trenować – mówi 20-letnia dziś Oliwia Jabłońska. Po euforii rozpoczął się etap wzmożonej pracy. Pływaczka wstawała o piątej rano, a treningi zaczynała od 6 rano. – Zresztą tak jest do dziś, tylko mam w tygodniu więcej treningów. W sumie dwanaście – opowiada.

Jako młody sportowiec ma na koncie wiele sukcesów. Pływaczka jest dwukrotną medalistką Igrzysk Paraolimpijskich na 100 metrów stylem motylkowym. W 2012 zdobyła srebro, 2016 – brąz. Poza tym to Mistrzyni Świata z 2017 roku na 400 metrów stylem dowolnym.

Oliwia Jabłońska urodziła się z wadą wrodzoną nazywaną stopą końsko-szpotawą, polegającą na deformacji jednej lub obu stóp. Jej droga do sukcesów poprzedzona była trzema operacjami w dzieciństwie i rehabilitacją. – Zawsze największą motywacją jest rodzina. Mama codziennie wstawała ze mną rano i woziła mnie na treningi. Od rodziny otrzymałam realną, codzienną pomoc. Potem ważne są chęci, indywidualne predyspozycji i praca, olbrzymia codzienna praca – mówi Oliwia Jabłońska.

– Spotykamy się z dziećmi i młodzieżą, i zachęcamy do działania –  mówi Iwona Podkościelna, startuje w tandemie rowerowym.

O nieopisanej roli rodziny, narzeczonego, przyjaciół mówi także niedowidząca Iwona Podkościelna, która wraz z pilotką Aleksandrą Tecław trzykrotnie zdobyła tytuł Mistrzyń Świata w kolarstwie szosowym osób niewidomych i słabowidzących. Tandem zdobył także złoto w wyścigu ze startu wspólnego XV Letnich Igrzysk Paraolimpijskich.

– Zaczęłam jeździć na rowerze zupełnie turystycznie, mając dwadzieścia lat. W tamtym czasie skupiałam się głównie na studiach – mówi Iwona Podkościelna, dziś absolwentka pedagogiki specjalnej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie o specjalizacji tyflopedagogika oraz oligofrenopedagogika. – Po blisko dwóch latach zaczęłam przygotowywać się do kolarstwa wyczynowego. Na początku trenowałam z różnymi pilotami, z jednymi szło mi lepiej, z innymi gorzej. W końcu w 2010 roku poznałam Olę i zaczęłyśmy wspólne treningi – mówi.

Nie przeszkadza im to, że Ola mieszka pod Bydgoszczą, a Iwona pod Lublinem. – Na co dzień dbam o formę, jeżdżąc na rowerze treningowym, a co dwa tygodnie spotykamy się na wspólne treningi. Wtedy jeździmy razem przez tydzień – opisuje. Na chandrę najlepsze jest pozytywne myślenie. – Może to banalne, ale nie ma innej drogi. O sile, sporcie, pasji rozmawiamy często z dziećmi i młodzieżą, na spotkaniach w szkołach i na uczelniach. Staramy się inspirować do działania – mówi. Jako team skupiają się na przygotowaniach do startu w Paraolimpiadzie Tokio 2020.

Informacje o publikacji dokumentu
Ostatnia modyfikacja:
10.12.2018 12:31 Biuro Promocji
Pierwsza publikacja:
10.12.2018 12:31 Biuro Promocji
{"register":{"columns":[]}}